Najnowsza interwencja Uważam Rze

Felietony

Smoleńsk, niezabliźniona rana

Paweł Lisicki

Być może najgorsze w tym wszystkim jest to, że dwa lata po katastrofie w Smoleńsku mam wrażenie, iż o całej sprawie wiem mniej niż na początku.

Mijający czas przyniósł pasmo porażek, wpadek mniejszych i większych oraz poważnych błędów rządu. Groteskowy szef polskiego przedstawicielstwa przy MAK, szybko podważone przez prokuraturę ustalenia komisji Jerzego Millera, zgodnie z którymi w kokpicie samolotu miał znajdować się generał Andrzej Błasik, niedopuszczenie zaproszonego przez rodziny ofiar amerykańskiego patologa do sekcji zwłok. Przykłady można mnożyć.

Jak drwina, jak szyderstwo – z każdym dniem wyraźniej – brzmią słowa obecnego prezydenta o tym, że po tragedii smoleńskiej Polska zdała egzamin. Przypominam je sobie i myślę, że najlepszą pokutą za ich wypowiedzenie byłoby postawienie ich autora pod niszczejącym wrakiem aż do chwili, kiedy wróci on do Polski. Niech tam stoi i patrzy na niszczejące szczątki i niech powtarza, jak dumny jest ze swoich działań i swojej władzy. Wiem, brzmi to mocno. Ale, na Boga, czy jest jakiś sposób, żeby zmusić rządzących, by przestali upiększać i zagłaskiwać? Czy da się doprowadzić do tego, by z ich twarzy zniknął wreszcie uśmiech samozadowolenia i pewności siebie? A może, pytam czasem, jest to gra? Świadome niemal prowokowanie drugiej strony? Rozgrywanie jej w taki sposób, by łatwiej ją później kompromitować? Kto jest jednak tą drugą stroną?

Na pewno najogólniej ci wszyscy, dla których tragedia smoleńska była wydarzeniem przełomowym, bolesnym, czymś, co w historii nowej Polski i historii narodu stanowi cezurę. Ci, którzy nie mogą zapomnieć tego, jak wcześniej traktowano prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ci, którzy mogą domniemywać, że istnieje związek między owym okazywanym mu nieustannie lekceważeniem oraz fatalnie przygotowanym lotem, zaniedbaniami, nieporadnością i bałaganem.

Po tej stronie są też ci, którzy nie mogli przejść do porządku dziennego nad oskarżeniami rosyjskiego MAK. Ci, którzy uważają, że ofiarom katastrofy winni są wyjaśnienie wszystkich aspektów tragedii. Czy to są oczekiwania przesadne? Czy żądać od własnego państwa, żeby było w stanie wytłumaczyć przebieg katastrofy, w której zginęła głowa państwa, to za dużo?

Naprawdę do tego nie trzeba wierzyć w zamach, teorie spiskowe i niezidentyfikowane rodzaje broni. Zresztą, pytam, czy owa wiara nie jest odpowiedzią na bezsilność i cynizm władz? Wystarczą pamięć i zdrowy rozsądek, by widzieć, że powszechny brak odpowiedzialności za to, co stało się 10 kwietnia 2010 r., toczy państwo jak czerw i niszczy u samych korzeni możliwość wzajemnego zaufania.

Dlatego mimo upływu dwóch lat rana po śmierci prezydenta i 95 osób jeszcze się nie zabliźniła. Czas nie przyniósł ukojenia. Rachunki nie zostały zamknięte. Wieka trumien się nie domknęły. I to nie z powodu jakiejś niezdrowej chęci zemsty czy niemożności stawienia czoła faktom. Tu chodzi o elementarną powinność wobec tragicznie zmarłych.

Oby w trzecią rocznicę tej śmierci można było napisać coś innego.

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Ewa Bednarz

Kredyt z plastiku

Tylko część banków decyduje się na wydawanie przedsiębiorcom kart kredytowych. Znacznie chętniej oferują im dużo kosztowniejsze karty obciążeniowe