Młodość to stan ducha
Pogawędka z Andrzejem Turskim
Gdyby zsumować jubileusze, które ostatnio pan świętował – 50-lecia radiowej Trójki i 25-lecia „Panoramy" – pobiłby pan rekord pracy.
Tak naprawdę mój staż wynosi „tylko" 44 lata. Zaczynałem 1 lipca 1968 r. w Polskim Radiu jako „asystent z wyższym wykształceniem". Potem los, wspomagany trochę przeze mnie, sprawił, że brałem udział w niezwykle ciekawych projektach i przedsięwzięciach. Stworzyłem parę audycji, które po mnie pozostały. Za wielki menedżerski sukces uważam epizod na Myśliwieckiej. Nic lepszego, jako szefa, mnie nie spotkało.
Ma pan swój kawałek w wielkiej Trójkowej monecie, którą w ramach happeningu przetoczono ulicami Warszawy?
Oj, spory, chociaż zaledwie półtoraroczny. Wznawiałem emisję w stanie wojennym, co niektórzy mieli mi za złe. Nawet bliscy koledzy twierdzili, że nie powinienem tego robić, że wspomagam reżim, ale w tym trudnym i ponurym czasie potrzebne było w Polsce dobre radio. I udało się je stworzyć, także dlatego, że wokół miałem ludzi, którzy chcieli coś robić, a nie tylko słuchać w Jedynce piosenek z Kołobrzegu.
Pojawiła się więc „Lista przebojów Programu Trzeciego" i „Radio Mann", a „Zapraszamy do Trójki" z niedzielnej popołudniówki stało się niezwykle popularną poranną audycją? Polityczny wentyl bezpieczeństwa zadziałał?
Gdyby to był wentyl bezpieczeństwa, nie obrywałbym tak często. Choćby za muzykę anglosaską.
A w jubileuszu „Panoramy" jaki ma pan udział?
Dziesięć lat i, mam nadzieję, sporo kolejnych. Wchodząc w jej 25-lecie, czuję się, jakbym miał tyle właśnie lat, bo młodość to stan ducha, a nie metryka.