Nie płoszyć leminga
Zadanie prawicy jest oczywiste. Trzeba pokazać obywatelom zatroskanym o stan i przyszłość Polski, że jest alternatywa dla rządu Tuska
W minionym roku byliśmy świadkami bardzo udanej operacji obozu władzy. Establishment III RP wygrał wybory i umocnił swoje władanie Polską. Wygraną poprzedziły próby różnych scenariuszy, ale żaden nie okazał się bardziej obiecujący dla establishmentu niż trwanie premiera Tuska. Dlatego władztwo pana premiera będzie coraz większe, choć w tle – niczym memento dla przyzwoitych grup w PO, ale i bat jednocześnie – czai się Palikot z „układem", służbami i nihilizmem.
Ciekawie także robi się na prawicy, gdzie o rząd dusz zaczynają coraz ostrzej rywalizować medialne ośrodki „fundamentalistów" z „realistami". Ci ostatni wznoszą hasło wypowiadane przez nich od lat: „Kaczor musi odejść!". Stawia to pod znakiem zapytania treść określenia, pod jakim lubią się lokować, albowiem żądanie odejścia Kaczyńskiego nie ma nic wspólnego z realizmem (politycznym), za to wiele – z chciejstwem, a może i kapitulanctwem (politycznym). Z kolei „fundamentaliści", niczym chór w operze, śpiewają z entuzjazmem „idziemy po zwycięstwo, idziemy po zwycięstwo" – i jak to operowy chór, stoją w miejscu. Nadto jest niewykluczone, że swoim pohukiwaniem płoszą ewentualnych nowych wyborców prawicy. Obie te grupy – polokowane po różnych przecież pismach i mediach elektroniczno-internetowych – są, na dodatek, jak najgorszego zdania o sobie nawzajem i wcale tego nie kryją. Powoduje to nie tylko złe emocje na prawicy, ale także zamykanie się tych grup we własnych okopach i salonach. To nowe, i w pewnym sensie nieoczekiwane, zagrożenie dla wolności słowa w obszarze tworzonym przez ludzi szczerze o tę wolność walczących. W tym i tych, którzy nie bez racji przecież mówią o sobie, że są niepokorni i że tworzą strefę wolnego słowa.