Ostatnia prosta Sarkozy’ego
Dla Francuzów te wybory mają wielkie znaczenie. Ale czy ewentualna zmiana obecnego prezydenta na Francois Hollande’a może przynieść coś dobrego Polsce?
Kampania prezydencka we Francji to zawsze – jak tam mówią – „la grande messe de la Republique", solenna msza Republiki. My w Polsce nigdy byśmy tak nie powiedzieli, bo inaczej (poważniej) traktujemy mszę, ale i inaczej (nie tak poważnie) republikę. Mimo tych różnic możemy się chyba zgodzić, że to jest wielkie święto demokracji. Demokracja we Francji, jak w ogóle na Zachodzie, wprawdzie jest stara i znudzona życiem, ale ciągle jeszcze raz na kilka lat jej blade oblicze nabiera rumieńców, gdy dzieje się coś naprawdę ważnego. A wybory prezydenckie mają w sobie taki urok, który każe traktować je jako coś, mimo wszystko, ważnego (frekwencja sięga 70–80 proc.).
Skoro nawet w Polsce, z jej demokratyczną apatią, w wyborach prezydenckich bierze udział wyraźnie więcej ludzi niż w innych, tym bardziej dzieje się tak we Francji. Tu i tam wybory prezydenckie są postrzegane jako najważniejsze (w Polsce to jakieś piętrowe nieporozumienie, ale to inny temat), a więc najbardziej przyciągają uwagę publiczności.