Z polskiego ducha
Archipelag wolności tworzą dziś setki klubów, dziesiątki stowarzyszeń, kilka ruchów społecznych i rosnące w siłę media niezależne
Socjologowie zalecają, by prawdy o danej epoce szukać nie w miejscach najbardziej reprezentacyjnych, ale gdzieś na obrzeżach. Na przykład o życiu w komunizmie więcej nam powiedzą pisma kobiece z poradami, jak przeżyć, gdy w sklepach są tylko ocet i liście laurowe, czy też rubryki drobnych ogłoszeń z ich ezopowym wówczas językiem niż pełna oficjalnych przemówień „Trybuna Ludu". I dziś, także w sprawie Smoleńska, warto czasem uważnie wsłuchać się w to, co wydaje się być epizodem bez znaczenia. Choćby w pozornie egzotyczną wypowiedź Lecha Wałęsy, który kilka dni temu stwierdził, iż „dziwi się, że Putin i inni jeszcze nie wkurzył się i nie pokazał prawdy o tym, kto jest sprawcą i jak to się naprawdę stało".
Wypowiedź Wałęsy jest istotna z dwóch powodów. Po pierwsze, Wałęsa jasno stwierdza, że oficjalna wersja zdarzeń wraz z jej licznymi ideologicznymi wspornikami jest martwa. Jej po prostu nie ma. Jest tylko fasada, mocno już podniszczona, podtrzymywana wyłącznie dzięki gigantycznej przewadze obozu władzy w sferze instytucjonalnej. Dla innych ta przewaga, pełna jawnej i ukrytej przemocy, to wiele. Ale nie dla Wałęsy, któremu swoistej intuicji odmówić nie można i który wyczuwa kruchość całej konstrukcji. Były prezydent wie, że to domek z kart. Dlatego wzywa na pomoc Putina.