Szpadel pierwszej damy
„Kuchnia ogrodowa” to ostatni krzyk ekologicznej mody. Jemy swoje, przez siebie posadzone warzywa, zioła i owoce. I jesteśmy zdrowsi
Czy sałata uprawiana w ogrodach Białego Domu ma wyjątkowy smak, przekonało się ostatnio 360 gości podczas uroczystego obiadu wydanego z okazji zakończenia wizyty brytyjskiego premiera Davida Camerona w USA. Warzywa z ogrodu w siedzibie amerykańskiego prezydenta na stałe zagościły bowiem w kuchni Białego Domu, a za sprawą Michelle Obamy ogrody warzywne zawojowały świat.
„Food not lawns", czyli „Jedzenie zamiast trawników". To jedno z haseł promujących społeczny ruch zwany „kuchnią ogrodową". Idea jest prosta – uprawiajmy sami warzywa, owoce i zioła, bo to nie tylko zdrowe, ale i tanie. Slogan, choć bliski ideologii lewicowych ruchów ekologicznych, mieści w sobie także zupełnie przyziemne, nieco kryzysowe założenia. Jak mówi dr inż. Andrzej Janicki z Wydziału Nauki o Żywieniu Człowieka i Konsumpcji SGGW, kryzys powoduje, że po prostu szukamy tańszych źródeł zaopatrzenia.