Fikcja ciekawsza od prawdy
Odnaleziono mężczyznę, którego Sarkozy zwyzywał w 2008 r. Okazało się, że został wynajęty, miał odegrać rolę
Na YouTube nagranie z Targów Rolnych z lutego 2008 r., na którym prezydent Nicolas Sarkozy ostro obsztorcowuje starszego mężczyznę odmawiającego podania mu ręki, obejrzano ponad 13 mln 511 tys. razy (!). „Casse-toi pov'con" trafiło na koszulki i do kabaretów, stało się symbolem złych rządów złego prezydenta.
Czy był to wypadek przy pracy? Narracja, która wymknęła się spod kontroli?
Starszy mężczyzna – 69-letni Yves Bouviere – został teraz odnaleziony przez dziennikarzy. Wraca do wydarzeń z pamiętnego poranka i mówi: "Wszystko było ustalone".
Zaczęło się trzy tygodnie wcześniej, gdy Jacques C., jego kuzyn i kierowca Davida Martinona, ówczesnego rzecznika Pałacu Elizejskiego, obiecał znalezienie mu pracy, bez której pozostawał już kilka miesięcy.
W zamian miał pojawić się na Targach Rolnych i nie podać ręki prezydentowi, gdy ten będzie szedł w jego kierunku. Tylko tyle, całe zadanie. W planie Davida Martinona prezydent miał wykorzystać niepodanie ręki przez rolnika do pokazania, jak wiele jest agresji, niesprawiedliwości w ocenie jego prezydentury.
Yves Bouviere był podekscytowany całą tą, jak mówi, „maskaradą". Został ustawiony w szpalerze witających prezydenta, tuż obok kamer. Ekscytacja, nerwy, stres, zmęczenie sprawiły, że zamiast: „Nie podam panu ręki!" burknął: „Nie dotykaj mnie, pobrudzisz mnie...". Prezydent, znany esteta, nie wytrzymał. Dalej – wiadomo.
A miało być inaczej. David Martinon pamiętał wspaniałą reakcję poprzedniego prezydenta. W Bormes-les-Mimosas wychodząc z mszy, Jacques Chirac usłyszał od starszego mężczyzny krótkie: „Connard!" (zwrot obraźliwy), na co szybko odparował: „Miło mi, Jacques Chirac".
Tak jak msza w Bormes-les-Mimosas zbudowały Chiraca, tak Targi Rolne miały zbudować Sarkozy'ego – męża stanu potrafiącego nawiązać kontakt z przeciętnym Francuzem. Operacja zakończyła się klapą.
Następnego dnia David Martinon stracił funkcję rzecznika Pałacu Elizejskiego. Kilka tygodni później został konsulem w Los Angeles. Dziś odmawia jakichkolwiek komentarzy. Yves Bouviere znalazł zaś zatrudnienie w nadleśnictwie w Chambord. W liście z biura rzecznika Pałacu Elizejskiego, który publikuje prasa, pan Bouviere znajduje enigmatyczne zdanie: „Podziękowań za przysługę, jaką oddał prezydenturze".
Lewicowa prasa natrząsa się dziś z całej sprawy, pokazując: zobaczcie, jakich oszustów sobie wybraliście! Na dowód przedstawia SMS-y Martinona do pana Bouviere.
Nie zmienia tej historii, którą już powtarzają sobie Francuzi (a każdy, jak to w dobrej narracji bywa, dokłada kolejne elementy), fakt, że została opublikowana 1 kwietnia.
To nie ma najmniejszego znaczenia – jak zwykle, gdy chcemy w coś wierzyć lub nie. Dobrze przedstawiona fikcja bywa ciekawsza, bardziej pociągająca. I jeśli Francuzi pójdą do urn, to przecież nie dlatego, że wczytają się w polityczne programy, lecz pójdą i oddadzą swój głos stymulowani takimi lub innymi historiami. Zagłosują na opowieści.