Śmierć Barbary Radziwiłłówny
Zakończony szybką śmiercią ukochanej romans króla Zygmunta Augusta z Barbarą Radziwiłłówną to najgłośniejsza polska tragedia miłosna. Jej pikturalnym godłem stał się w XIX w. obraz Józefa Simmlera, uznawany przez pewien czas za największe arcydzieło malarstwa polskiego.
Mark Twain ładnie sformułował różnicę między mitem a faktem: „Fikcję od rzeczywistości różni to, że fikcja powinna być wiarygodna". Mitologia bajkowo niepokalanego romansu Zygmusia i Basi była tak wiarygodna, iż przed obrazem Simmlera ludzie wzdychali, płakali, żegnali się znakiem krzyża, ergo: wprawiali w stan tragiczny, elegijny, uduchowiony tout court. Do dziś dnia — choć mamy za sobą millenium — jest to narodowy romans numer 1, żadna inna rodzima afera sercowa nie jest dlań konkurencją.
Swary na temat Barbary
Następca tronu i wielkorządca Litwy, Zygmunt August, był kochliwy sielnie. Ożeniony z niezbyt atrakcyjną Elżbietą Habsburżanką (córką króla Czech) — zaniedbywał małżonkę, „obłapiając mnogo kochanic". Bystrzy Radziwiłłowie naraili mu swą siostrę (1543), świeżą wdowę po wojewodzie trockim Gasztołdzie, 23–letnią rówieśnicę Zygmunta, Barbarę, smukłą blondynkę pysznej urody (kibić, cerę, ręce, oczy, zęby tudzież rysy twarzy miała niezrównane). I Zygmuś, jak to mówią, oszalał z miłości ; latopis ówczesny litewski kronikuje: „Młody, niemogący wstrzymać przyrodzonego popędu, zaczął panią Barbarę miłować...". Najpierw miłował sekretnie (liczne schadzki), później wziął z nią potajemny ślub (1547), bo wcześniej owdowiał (1545), kiedy zaś umarł mu tatuś (1548), król Zygmunt Stary — Zygmunt August sam został królem i próbował przekonać poddanych do swojego mezaliansu. Szło to bardzo ciężko, dygnitarze świeccy oraz kościelni nie chcieli uznać Barbary, piekliła się matka (królowa Bona), bruździł monarsze Sejm, lud warczał i plotkował brzydko, fruwały po całej Rzeczypospolitej pamflety precyzujące liczbę gachów „królewskiej murwy", rodzinę Radziwiłłów obwiniano o łóżkowy spisek, et cetera. Król się nie ugiął,cierpliwie jednał sobie kogo tylko się dało, aż załagodził emocje i wymusił koronację Barbary (1550). Rok później połowica zmarła. Przez ostatnie miesiące życia jej owrzodzone drogi rodne tak potwornie gniły, że medycy i służba nie wytrzymywali smrodu. Być może umarła od raka, być może od zakażenia, które wywołały leki na bezpłodność, a być może od choroby wenerycznej ; historycy nie są tu zgodni (zgodnie jednak wątpią w gędźbę, że struła synową królowa Bona).
Zostały po Basi Radziwiłłównie dwie legendy: złota (cudowna miłość) i czarna ( to bezpotomne małżeństwo wykończyło dynastię Jagiellonów, tak dobrze służącą krajowi). O tej czarnej legendzie wspominał już pierwszy prasowy recenzent płótna Simmlera, malarz plus krytyk Ludwik Aleksander Buszard ( „W Barbarze umiera familia Jagiellonów", 1860). Interesującym fragmentem tej pierwszej, złotej legendy, były anegdoty o zjawie Barbary, którą nadworni czarnoksiężnicy wywoływali dla monarchy zabobonnego, a nieutulonego w żalu. Istotnie, głośny mag, „mistrz Twardowski" ( Niemiec z Norym>bergi, Laurentius Dhur vel Duranus), ukazał pewnej nocy królowi na warszawskim Zamku (1569) blade, lewitujące pośród oparów widmo Barbary, być może dzięki przezroczom („laterna magica", „camera obscura" lub coś analogicznego), lecz być może — i to jest bardziej prawdopodobne — dzięki sobowtórowi znalezionemu przez koterię dworską (biskup Franciszek Krasiński i dwaj wpływowi Mniszchowie, Jerzy oraz Mikołaj). Tym sobowtórem Barbary Radziwiłłówny była piękna warszawska mieszczka, wychowanka klasztoru Bernardynek, Barbara Giżanka. Scenę ukazania królowi widma kochanej namalował Wojciech Gerson ćwierć wieku po płótnie Simmlera. Notabene: króla Zygmunta i królową Barbarę malowało wielu rodzimych twórców, m.in. Aleksander Kotsis, Artur Grottger (1860), Jan Matejko i Leon Wyczółkowski (1872/73), a śmierć Barbary m. in. Aleksander Lesser (1859) i Franciszek Żmurko (ten ostatni również postawił na e, tylko że Józef Simmler na teatralną elegijność, a Żmurko na teatralny erotyzm).