Adam Mickiewicz odjeżdża na żółtym rowerze
Trzy fragmenty z nowej książki Jarosława Marka Rymkiewicza:
Łojówka Cieszkowskiego
August hrabia Cieszkowski przyjechał do Warszawy w roku 1847 na święta Bożego Narodzenia. Filozof, który był obywatelem ziemskim z Poznańskiego (chyba człowiek rozważny), powinien być trochę ostrożniejszy, trochę bardziej przewidujący – do Warszawy, jeśli nie ma się tam do załatwienia jakiegoś niecierpiącego zwłoki interesu, nie należy jeździć, w ogóle nie należy się tam pokazywać. Kogo zobaczą (rosyjscy agenci) na Krakowskim Przedmieściu czy na Nowym Świecie, ten musi liczyć się z konsekwencjami. Jak pokazuje przykład Cieszkowskiego – nawet dość przykrymi.
Dwa dni po przyjeździe Cieszkowskiego do Warszawy pojawiła się u niego rosyjska policja, pofatygował się do filozofa nawet sam jej ówczesny warszawski szef. To może świadczyć albo o tym, że rosyjska policja odnosiła się z szacunkiem, nawet nadmiernym, do rozmyślań filozoficznych, albo o tym, że rozmyślania filozoficzne uważała za szczególnie niebezpieczne dla imperialnego porządku. Bardziej prawdopodobna wydaje mi się ta druga ewentualność. Opowieść o wizycie policji w domu Cieszkowskiego (ojca Augusta) i o jej konsekwencjach znajduje się w liście Zygmunta Krasińskiego do Delfiny Potockiej z 3 i 4 lutego 1848 r. Ponieważ Krasiński, przebywający wtedy w Rzymie, powtarzał Delfinie, prawdopodobnie dość dokładnie, to, czego dowiedział się z listu, który otrzymał właśnie od Cieszkowskiego, wiadomości o warszawskiej przygodzie filozofa – także wiadomość o jego łojówce – pochodzą, jak to się mówi, z pierwszej ręki. Napisałem, że to była jego łojówka, chcąc związać Cieszkowskiego z łojówką, łojówkę z Cieszkowskim, ale to była łojówka policyjna.