Codzienność przed burzą
Mimo międzynarodowych sankcji i groźby wojny życie w Iranie toczy się normalnym rytmem. Jest biedniej, ale – jak mówią Irańczycy – bywało już gorzej
Port Buszehr nad Zatoką Perską, oddalony o ok. 200 km na południowy wschód od granicy z Irakiem. To tutaj znajduje się pierwsza elektrownia atomowa w Iranie, zbudowana przez Rosjan i oddana do użytku w 2010 r. Zdaniem byłego ambasadora USA przy ONZ Michaela Boltona otworzyła Iranowi nową drogę do zdobycia broni nuklearnej. Stała obecność Rosjan, którzy dostarczają do Buszehru nisko wzbogacony uran, a jednocześnie odbierają zużyte pręty paliwowe, ma być obok monitoringu MAEA dodatkową gwarancją, że elektrownia nie będzie wykorzystana dla celów innych niż pokojowe, czego obawiają się Izraelczycy i niektórzy amerykańscy analitycy.
Rosyjskich pracowników elektrowni spotyka się dość często w Buszehrze, chociaż mieszkają za murem z drutem kolczastym, w zamkniętych obozach, których pilnują uzbrojeni wartownicy. Ich osiedla takie jak Camp Sadaf czy Mahvid, oddalone ok. 10 km od starego centrum Buszehru, bezpośrednio sąsiadują z elektrownią atomową. Rozległy kompleks przemysłowo-mieszkalny od głównej części miasta oddziela pas jednostek wojskowych. Wokół rozlokowano dziesiątki zamaskowanych stanowisk obrony przeciwlotniczej z charakterystycznymi podwójnymi lufami szybkostrzelnych dział i elementami stacji radiolokacyjnych. Większość baterii widać z drogi, a do niektórych można zbliżyć się bez problemu na odległość rzutu kamieniem z plaży położonej za gajem palmowym. Obecność armat, podobnie jak widok okrętów wojennych stojących za pirsem, najwyraźniej nie przeszkadza irańskim rodzinom, które przyjechały tu na piknik. Brodząc po kolana w wodzie, zdają się bardziej uważać na ogromne meduzy niż na żołnierza, który zmierza na służbę, niosąc obiad w plastikowej reklamówce.