Filisterska mentalność rządzących
Janusz Rolicki: Od lewego
Polacy do rozpuku śmieją się z zielonej wyspy Tuska. Bo skoro przeciętny Grek, obywatel kraju, który nieomal już upadł na kolana i ledwie dyszy, ma siłę nabywczą o jedną trzecią wyższą od nas – mocarzy, których się nie ima recesja, to do bani z takim sukcesem. Tym bardziej że dla przeciętnego Kowalskiego wiąże się on rezygnacją z najważniejszych potrzeb. „Gazeta Wyborcza" za miernik powodzenia poszczególnych państw przyjęła wyliczenia: ile benzyny możemy zatankować za najniższą pensję. Okazuje się, że Polacy mogą tankować
o dwie piąte mniej niż Portugalczycy i prawie trzy razy mniej niż Włosi oraz Irlandczycy, a także Hiszpanie. Czyli państwa, które wedle obliczeń ekonomistów znalazły się na krawędzi i lada moment zbankrutują. Skoro tak dobrze jest bankrutom, proszę pana Tuska, aby oddał tę naszą koronę, którą od trzech lat nosi jak fircyk i ubrał nas w pokutne szaty wyżej wymienionych bankrutów. Problem w tym, że wszelkie wyliczenia globalne poziomu życia, rozmijają się, jak się okazuje, z prawdą. Jest tak między innymi dlatego, że rządzący mają mentalność Kalego i ani w głowie im pracować nad poprawą warunków życia Kowalskich. Poprawa wskaźników globalnych ma się nijak do tzw. stopy życiowej. Od kilku lat budujemy stadiony i autostrady. Tyle że czynimy to wolno i na olaboga. A jeśli już coś wybudujemy, to imć Rostowski narzuca takie myto, że robi się słabo. Gdyby nie Unia, która nas współfinansuje, płacilibyśmy za przejazd tak jak Francuzi. Mimo że autostrad przybywa, tyle co kot napłakał i budżet częściowo stoi na zmotoryzowanych, rząd się wzbogaca na drożejących mandatach. W samej Warszawie w 2012 r. ma być o 300 proc. więcej radarów. Mimo że na tle innych krajów mamy się chudo, nic nie słychać o projektach poprawy poziomu życia.
Nasi wybrańcy znają jedną metodę, która ma stanowić panaceum na postęp: pchać łapę do naszych kieszeni. Dopóki ta filisterska mentalność nie ulegnie zmianie i nie przestaniemy być traktowani jak dojne kozy, dopóty nie będziemy mieli się z pyszna!
A nastroje nie będą współbrzmiały z tym, co mówi premier.
Jerzy Jachowicz: Do prawego
Muszę się przyznać do pewnej słabości. Otóż od dłuższego czasu prowadzę na prywatny użytek listę „Ludzie, których cenię".
Ma ona dla mnie prawdziwą moc psychoterapeutyczną. Ilekroć nachodzi mnie chandra z powodu braku własnych osiągnięć, dręczą niczym zły sen niskie oceny własnej wartości, odbiera chęć działania zwątpienie w zmianę mojej szarej egzystencji, otwieram kluczykiem szufladę, gdzie leży lista. Kiedy siadam w fotelu i zagłębiam się w nią, przed oczami przesuwają mi się niezwykłe postaci. Przywracają mi one wiarę w ludzi, w sens naszych wysiłków. Wpływają na mnie niczym ożywcze soki na więdnący kwiat.
Zawsze ceniłem ludzi obdarzonych poczuciem humoru. To właśnie zdecydowało, że na moją listę ostatnio trafił Zbigniew Ziobro. Jeszcze niedawno brałem go za ponuraka i nudziarza. Jakże się myliłem. To wesoły człowiek, mający w głowie wiele zabawnych pomysłów.
Jego działalność polityczna ostatniego półrocza jest ciągiem kabaretowych numerów.
Rozpoczął w mediach od skeczu, w którym użalał się, jak jest gnębiony w PiS z powodu braku demokracji. Kiedy osiągnął zamierzony cel i został ze swojej ukochanej partii wyrzucony, miał już przygotowany drugi numer: cierniową koronę ofiary. I choć ciernie go uwierały, szybko założył nową partię własnego imienia. Rodem z kabaretu było zaproszenie na kongres założycielski „Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry" jako gościa honorowego Jarosława Kaczyńskiego.
Równie szampańskim pomysłem jest obecny apel do Jarosława Kaczyńskiego i Leszka Millera, aby „solidarnie", razem z SP, wystąpili przeciw reformie emerytalnej. Apel Ziobry przypomina sytuację, w której ktoś płynący kajakiem prosi, żeby dwa promy wspólnie z nim przewiozły kilka czołgów na drugą stronę rzeki. Na tym przykładzie widać, że kabaret Zbigniewa Ziobry ma swoją specyfikę. W odróżnieniu na przykład od artystycznopolitycznego kabaretu Jana Pietrzaka Pod Egidą produkcje Zbigniewa Ziobry można określić jako kabaret „na żywo".