Horror w operze i przybycie księżycowego Führera
Aborygeni wierzą, że jesteśmy tylko snem śnionym przez zielone mrówki.
Dom
w głębi lasu,
reż. Drew Goddard,
USA 2012
Nie wiem, czy powtarzalnym, z obrazami wspólnymi dla podświadomości wszystkich insektów. „Dom w głębi lasu" uświadomił mi, że poruszające się w pionie i poziomie, bezszelestne windy przyśniły się nie tylko mnie, ale przynajmniej także Drew Goddardowi. Scenarzyście m.in. „Projektu: Monster" i „Lost – zagubionych", a teraz także „Domu w głębi lasu". Jego reżyserski debiut mistrzowsko ogrywa horrorowe klisze i co rusz zbija z pantałyku. To, co zapowiada się na jeszcze jedną opowiastkę o upiorach z lasu, przechodzi w nihilistyczną i okrutną, jak u Michaela Hanekego, grę z niewinnymi ludźmi, prowadzoną w świecie przyszłości, gdzie wszystko jest okablowane, podglądane i transmitowane. To także film o poświęceniu, jak „Lady" Luca Bessona.