Czy premier czyta Szekspira?
Władza najsprawniejszego pod względem technologii polityki szefa rządu stała się własną karykaturą
Dzisiejszy Donald Tusk jest marną kopią Tuska z pierwszego okresu swoich rządów. Triumfującego lidera, odpornego w sposób niemal nadludzki na wszelkie blamaże i zarzuty, zastąpił wypalony polityk, wygłaszający z sejmowej mównicy groteskowe przemówienia, przeczące najbardziej oczywistym faktom i grożący nawet nie wiadomo komu. Opozycji? Obywatelom nie dość zakochanym w najsłuszniejszej partii?
Wygląda na to, że wygrane wybory w 2011 r. – zwycięstwo naprawdę godne podziwu, wziąwszy pod uwagę pierwsze cztery lata rządów PO – były swego rodzaju łabędzim śpiewem lidera Platformy. Zaraz po nich zaczęło się to, co dziś – po sprawie ustawy refundacyjnej, po ACTA, po rewelacjach związanych z katastrofą smoleńską, po wtopach z drogami, po katastrofie pod Szczekocinami, po komedii wokół Stadionu Narodowego, w trakcie awantury o wiek emerytalny, wreszcie po olbrzymim proteście w sprawie miejsca TV Trwam na cyfrowym multipleksie – jest już dobrze rozwiniętym kryzysem przywództwa.