Upadek TVP
Telewizja publiczna umiera, ale nikt nie spieszy jej na ratunek. Lekarze umywają ręce, ordynator odłączył kroplówkę. Czas na reanimację lub kartę zgonu
TVP umiera na oczach swoich widzów. Jeszcze włączą „Wiadomości", „Teleexpress", „Panoramę", „M jak Miłość", ale przecież wyniki badań oglądalności oraz kondycja finansowa spółki TVP nie pozostawiają złudzeń. Bez natychmiastowej reanimacji, a pewnie i wycięcia niektórych organów, pacjent nie dożyje poranka. Dziwnym trafem zapaść zaczęła się dokładnie wtedy, gdy Polacy usłyszeli, że abonament telewizyjny to haracz, który za chwilę zostanie zniesiony. Ruszyła lawina, w ciągu kilku lat wpływy z abonamentu, który miał finansować programy odróżniające telewizję publiczną od kanałów komercyjnych nastawionych (przynajmniej teoretycznie) na czysty zysk, zmalały o ponad połowę. W roku 2007 telewidzowie wrzucili do kasy 515 mln zł, w 2011 – już tylko 205 mln. Mimo gwałtownych cięć i redukcji wydatków, etatów oraz nowych projektów ubiegły rok TVP zamknęła stratą w wysokości 88 mln zł.