Ostatnie zwycięstwo mediów nad złem
Blogerka i dziennikarski wyga z filmu „Stan gry” to idealny duet na czasy przejściowe. Ale na jak długo?
Wyszperałem ten film podczas długiego weekendu, na kanale Cinemax 2. „Stan gry" (State of Play) Kevina McDonalda przemknął przez polskie kina parę lat temu niepostrzeżenie – mimo Russella Crowe'a i Bena Afflecka w rolach głównych.
Może dlatego, że to jeden z wielu filmów na podobny temat: korupcja w sercu demokracji, wszechwładza korporacji, bezkarność i miękkie charaktery reprezentantów ludu oraz dziennikarze, którzy tym zjawiskom depczą po piętach. Znacie? Znamy – od czasów komediodramatów Franka Capry, choć przewiny elit stają się coraz wymyślniejsze, a barwy, w jakich maluje się stan demokracji – coraz ciemniejsze.
Co ten film wyróżnia, poza wdziękiem dziwnie podtatusiałego Crowe'a jako bezkompromisowego dziennikarza? Czasem błahy film wychwytuje ducha czasu. I „Stan gry" to zrobił.