W Birmie już dawno bym nie żył
Wywiad z Lukiem Bessonem, francuskim reżyserem
Czy to silna więź, jaka połączyła Aung San Suu Kyi i jej męża Michaela Arisa – badacza kultury tybetańskiej – sprawiła, że nakręcił pan film o birmańskiej laureatce Pokojowej Nagrody Nobla?
Tak. To była jej miłość – do męża, do dzieci i do swojej ojczyzny. Uczucie było zawsze jedyną bronią tej filigranowej – ważącej 50 kg – kobiety, która przeciwstawiła się 300-tysięcznej birmańskiej armii.
A więc to miłość, a nie wolność jest według pana najważniejsza w życiu?
Jeśli jest się osadzonym w więzieniu, miłość może uratować życie. Aung San Suu Kyi ocaliła miłość, kiedy przez 15 lat przebywała w areszcie domowym bez możliwości opuszczenia swojego rodzinnego domostwa (w tym czasie tylko pięć razy mogła się widzieć ze swoim brytyjskim mężem, który w 1999 r. zmarł na raka w Wielkiej Brytanii; nie zezwolono jej także na regularne kontakty z dwoma synami – przyp. A.K.). Bardzo kochała swoich rodaków i to jej pomogło. Wolność jest czymś wspaniałym, ale o ile można bez niej żyć – lub żyć pomimo jej braku – o tyle nie można istnieć bez miłości. Wszyscy istniejemy z jej powodu.