Co dalej z bojkotem Euro 2012?
Co byłoby sportowym sukcesem Polski na Euro 2012, wiadomo: zdobycie mistrzostwa Europy przez jedenastkę biało-czerwonych.
A co byłoby naszym sukcesem pozasportowym? Osiągnięcie dwóch celów, najlepiej jednocześnie: sukcesu promocyjnego naszego państwa wskutek dobrej organizacji imprezy oraz triumfu rządów prawa na Ukrainie, choćby w rezultacie wywarcia presji na władze tego kraju.
Niestety, obawiam się, jedno i drugie będzie bardzo trudne.
Rząd Donalda Tuska tak wiele zawalił podczas przygotowań do tej wielkiej międzynarodowej gali (niedokończone drogi, rozgrzebane koleje, niewyremontowane dworce), że naprawdę trzeba cudu, aby osiągnąć pierwszy z owych pozasportowych celów.
A drugi? Cóż, wybuchła z nagła przeogromna presja na władze Ukrainy, wywierana przez polityków z rosnącej liczby państw Unii Europejskiej, w tym austriackich i holenderskich, ale przede wszystkim niemieckich, na czele z kanclerz Angelą Merkel (a także przez szefa Komisji Europejskiej Jose Manuela Barroso i unijnych komisarzy), cieszyłaby dużo bardziej, gdyby wcześniej posługiwali się oni tą samą miarą w stosunku do władz na przykład Rosji i Chin. A nie posługiwali się nią i – dodajmy – nadal nie posługują, co wskazuje na ogromną dozę hipokryzji, z elegancka (i z niemiecka) nazywaną Realpolitik w tym wszystkim, co się teraz dzieje wokół ekipy prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Ekipy, która od dawna za nic sobie ma prawa człowieka w ogóle, a nie tylko bezprawnie przetrzymywanej w więzieniu byłej premier Julii Tymoszenko.