Co dalej z lewicą?
Leszek Miller zdobył na kongresie SLD 92 proc. głosów.
Ten wynik można w pełni docenić, gdy pamięta się, że w głosowaniu na kongresie Sojuszu 28 kwietnia mógł oddać swój głos każdy członek partii.
1 maja przewodził pochodowi OPZZ jako silny lider popierany przez szerokie SLD-owskie masy. Główny rywal Millera – Janusz Palikot – także starannie przygotował się do Święta Pracy. Znów zdołał wypełnić swoimi zwolennikami do ostatniego miejsca Salę Kongresową w Warszawie, którym przedstawił swój projekt „korekty kapitalizmu" i zlikwidowania bezrobocia.
Obaj konkurenci zgodni byli w jednym. Koncertowo zlekceważyli w swoich imprezach 1 maja Aleksandra Kwaśniewskiego, typowanego jeszcze całkiem niedawno na króla lewicy, który mocą swego autorytetu miał pogodzić obu ambitnych polityków. Dwa mocne samce alfa polskiej lewicy są odpowiednio silne i przebiegłe, aby zatruwać sobie życie. Jak długo? Kres tej rozgrywki wyznaczą wybory prezydenckie 2015 r., w których Palikot już zapowiada swój udział. Czy Miller skusi się i też zostanie kandydatem prezydenckim? Jeśli zechce utrzymać władzę nad partią – to będzie musiał tak zrobić. Czy zapowiada to stan trwałego podzielenia lewicy? Raczej tak, bo wszyscy głoszą potrzebę jedności, ale na dłuższą metę psuje ona wizerunek w kampanii prezydenckiej. Podzielona prawica może się więc oglądać jak w zwierciadle w podzielonej lewicy. A Platformę na razie cieszą oba konflikty.