...będę Jej patronem
Mija dziesięć lat od ogłoszenia św. Andrzeja Boboli współpatronem Polski. On sam zapowiedział to znacznie wcześniej. Sam też w oryginalny sposób zabiegał o to, by jego kult się rozwijał
Po raz ostatni Bobola był widziany całkiem niedawno, bo w 1987 r. na plebanii w Strachocinie koło Sanoka. Ukazywał się tam dużo wcześniej, ale nikt nie kojarzył zjawy ze świętym jezuitą, który – jak głosiła miejscowa tradycja – urodził się w tej dawnej wsi królewskiej, dzierżawionej przez Bobolów. Sytuacja zmieniła się dopiero w 1983 r., gdy do Strachocinia przyjechał ks. Józef Niżnik. Wizyty zjawy go nie przestraszyły, tak więc tajemnicza postać pojawiała się odtąd na plebanii przez następne trzy lata.
16 maja 1987 r., w liturgiczne wspomnienie św. Boboli, ukazała się po raz kolejny. „Jestem św. Andrzej Bobola. Zacznijcie mnie czcić w Strachocinie" – oznajmił zdumionemu ks. Niżnikowi. Rok później do kościoła sprowadzono relikwie świętego, niebawem powstało jego sanktuarium. Zjawa więcej się nie pojawiła. Nie było już potrzeby. W ten sposób św. Bobola sam doprowadził do rozwoju swego kultu w miejscowości, w której najprawdopodobniej się urodził. Wyjaśnił „białe plamy" w swoim oficjalnym życiorysie.