Kopalny kapitalizm Tuska
Janusz Rolicki: Od lewego
Ci, którzy nami rządzą, nie rozumieją, dlaczego kapitalizm jest ustrojem społecznego sukcesu. Poprzedziły go krwawe rewolucje i wojny, zanim w ubiegłym stuleciu wypracowany został kompromis. Polegał on na świadomym samoograniczeniu pracodawców i pracujących. Wygląda na to, że o tym kompromisie dziś należy mówić w czasie przeszłym. Dotyczy to szczególnie Polski. Otóż nad Wisłą rządzący ostatnio sięgają do przepisów prawnych rodem z XIX w. W Polsce, jak wiadomo, mieszkanie jest nieosiągalnym marzeniem milionów. I w takiej oto sytuacji, zresztą na podstawie orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, wprowadza się przepis, który doprowadzi do gwałtownego wzrostu bezdomności nad Wisłą. Wedle przygotowywanej przez rząd Tuska nowelizacji ustawy – o ochronie lokatorów – nawet matki z dziećmi i kobiety w ciąży mają stracić swe dotychczasowe prawa. Jeśli będą zalegały z opłatami, to mogą być eksmitowane praktycznie do noclegowni.
Bo o uzyskaniu tzw. lokalu socjalnego, a są to zazwyczaj mieszkania slumsowe, będzie decydował nierychliwy sąd. Jest to nowelizacja podjęta na życzenie samorządowców i deweloperów.
Innym przykładem myślenia kopalnego jest opracowywana przez Kancelarię Prezydenta nowa filozofia podatków mieszkaniowych. Mają one być drastycznie podniesione po to, aby samorządy mogły podjąć się budownictwa socjalnego.
I jeden, i drugi projekt sięga do wilczych pomysłów kapitalistycznych, które charakteryzowały ten system przed jego ucywilizowaniem. Rządząca Polską ekipa ma jeden sposób na radzenie sobie z trudnościami gospodarczymi – golić maluczkich. Ta filozofia bierze się z myślowej niemoty rządu. Nie pojmuję, dlaczego – gdy chodzi o budownictwo socjalne – nie sięgnie się do wypróbowanych metod niemieckich. To w RFN po wojnie utworzono kasy mieszkaniowe i pobudzono podaż mieszkań za pomocą takich zabiegów jak zamrożenie cen gruntów, kredyty non profit i budownictwo non profit. Dało to boom mieszkaniowy!
A w Polsce obowiązuje jedna filozofia: płać haracz i płacz.
Jerzy Jachowicz: Do prawego
Z całą pewnością nie należymy do przodujących krajów świata. A nawet Europy. Weźmy pierwszy lepszy przykład z brzegu: do dziś loty kosmiczne czy budowa własnych rakiet są dla nas tak niedostępne, jak od niedawna przedszkola dla naszych maluchów.
Istnieje jednak pewna dziedzina, w której ciągle jesteśmy niedościgłym wzorem dla innych państw. To jedna z najbardziej chlubnych tradycji, którą szczycimy się od wieków jako naród. Chodzi o tolerancję. Podkreślmy od razu, że w najpełniejszym wymiarze stosuje ją dziś premier Donald Tusk wobec członków swego gabinetu. „Żywym przykładem" szlachetnej wyrozumiałości Tuska jest Ewa Kopacz. Pod koniec kadencji jako minister zdrowia zasługiwała na natychmiastowe wywalenie jej z hukiem z poprzedniego rządu za jedną choćby tylko rzecz.
Za kłamstwa smoleńskie o rzekomym udziale polskich lekarzy w dokonywanych przez Rosjan sekcjach zwłok ofiar katastrofy oraz o wyssanym z palca przekopywaniu terenu wypadku na głębokość jednego metra. Oznaką tolerancji w najgłębszym sensie (przypadkowa zbieżność z kopaniem) była nagroda – awansowanie Kopacz na marszałka Sejmu.
A jej następca w obecnym rządzie Bartosz Arłukowicz?
Już po grudniowej liście leków refundowanych winien zostać odwołany i skierowany na staż do apteki. Sławomir Nowak dzielnie kontynuuje dzieło rozpoczęte przez Cezarego Grabarczyka. Udało mu się przed Euro 2012 skutecznie zablokować szybką drogę z Warszawy do Katowic. Zamiast śmigać dwupasmówką, kibice będą ją pokonywać prawie cały dzień, stojąc w gigantycznych korkach. Inna gwiazda z bożej łaski w rządzie Tuska – Joanna Mucha – poszła śladem Ewy Kopacz. Z dumą publicznie oznajmiła, że będzie ją wspierał Zbigniew Boniek. Kłopot powstał taki, że znakomity ongiś piłkarz nic o tym nie wiedział. Tusk, jak widać, nad nimi wszystkimi roztacza ochronny parasol tolerancji.