Rozmowy kontrolowane
Warto korzystać z każdej okazji, by poznawać Rosjan protestujących przeciwko putinowskiej stagnacji. Nie stanowią oni politycznej siły, ale niosą nadzieję na zmiany
Z kim w Rosji warto rozmawiać i na jakie siły stawiać, myśląc o możliwie jak najlepszych stosunkach między naszymi państwami?". Czytam to pytanie, postawione przez redakcję „Uważam Rze" i jednocześnie odbieram telefon z redakcji rosyjskiej BBC, która zadaje inne pytanie: czy mógłby pan skomentować świeżą wypowiedź moskiewskich mediów o 220. rocznicy przyłączenia Polski do Rosji („wossojedinienija Polszy s Rossijej").
Pierwsze pytanie jest ważniejsze, ale drugie bardziej intryguje. O jakie „przyłączenie Polski do Rosji" może chodzić? Nikt jeszcze tak nie pisał, nie mówił, to jakaś nowa teza. Kojarzę wreszcie datę: tak, 27 kwietnia 1792 r., to było 220 lat temu. W Petersburgu część elity politycznej Rzeczypospolitej podpisała akt konfederacji, ogłoszonej nieco później w przygranicznym miasteczku Targowica. Bardzo by się Szczęsny Potocki, Ksawery Branicki, Seweryn Rzewuski i pomniejsi ich komilitonowie zdziwili, gdyby się dowiedzieli, że dokonywali wtedy aktu „przyłączenia Polski do Rosji". Nie, oni przecież tylko wiedzieli, z kim warto rozmawiać w Rosji, żeby Polskę uratować; myśleli o możliwie jak najlepszych stosunkach między naszymi państwami. Bo ostatecznie w Rosji zawsze warto rozmawiać z tym, kto nią naprawdę rządzi – z carycą (lub z jej następcami). I zawsze chodzi o to, żeby uprzedzić znienawidzonego rywala wewnętrznej walki o Polskę, by pozyskać przeciw niemu najmożniejsze wsparcie w północnej stolicy.