Byliśmy sceptykami
Wywiad z Barrie’em M. Schwortzem, uczestnikiem największego projektu badawczego, zajmującego się Całunem Turyńskim
Rozmawiałam ostatnio z historykiem sztuki, który widział Całun Turyński z bliska. Miał wrażenie, że wizerunek widoczny na płótnie emanuje wręcz żywą obecnością. Jak pan wspomina swój pierwszy kontakt z całunem?
Trudno mi wybrać jakiś szczególny moment. Znajdowaliśmy się w XIV-wiecznym pałacu w Turynie. Czuliśmy wręcz zapach minionych wieków. Pamiętam chwilę, zresztą utrwaliłem ją na zdjęciu, kiedy trzech naukowców z naszej ekipy oddziela całun od płótna, którym podszyto go po XVI-wiecznym pożarze. Byli pierwszymi badaczami po 450 latach, którzy mogli spojrzeć na spodnią stronę całunu.
Z jakim nastawieniem pojechaliście do Turynu?
Naszym celem było ustalenie pochodzenia całunu. Oczywiście wszyscy byliśmy sceptykami. Paradoksalnie, prasa grzmiała wówczas, że jesteśmy religijnymi fanatykami. Rzeczywiście, w naszej grupie znaleźli się katolicy i ewangelik, ale i żydzi. Jestem też pewien, że byli wśród nas agnostycy i ateiści. Wyznanie nie miało jednak żadnego znaczenia. Uczestniczyliśmy w czysto naukowym projekcie. Wzięli w nim udział badacze najwyższej klasy. Pamiętam, że nie miałem specjalnej ochoty na ten wyjazd, jestem z pochodzenia Żydem, moja matka urodziła się zresztą w Polsce, w Wisznicach. Udział w tym projekcie był więc dla mnie czymś wyjątkowym. Musiałem przezwyciężyć wiele obaw. Odebrałem religijne wychowanie, choć dość wcześnie zdałem sobie sprawę, że nie czuję żadnego związku z Bogiem. Odbierałem wiarę jako wyraz tradycji. Odszedłem więc od religii i właściwie nadal trzymam się daleko od niej. Dziś nie mam cienia wątpliwości, że całun jest autentycznym płótnem pogrzebowym Chrystusa, choć nadal nie mam do tego emocjonalnego stosunku.