Wiosna tokaju
Sezon białych, lekkich, letnich win uważam za rozpoczęty! Tylko skąd ten tytuł – spyta ktoś – chce nas Mazurek zasłodzić na śmierć? Ano nic bardziej błędnego, ale po kolei.
Wszyscy wiemy, że swą sławę dostawcy przednich węgrzynów zawdzięcza tokaj właśnie winom słodkim. To szlachta Rzeczypospolitej kupowała je w każdej ilości i stąd trafiały one na królewskie stoły. Byliśmy więc dla tokaju tym, kim Anglicy dla sherry, a Szkoci dla porto – ba, nawet nazwa „szamorodni" (wymawiana jako samorodny) nie bez przyczyny pobrzmiewa nam ze słowiańska.
Teraz więc pora pomóc braciom Węgrom w odkryciu ich innego skarbu. Nie żebym chciał zakopywać sześciopunktowe aszu w tokajskich piwnicach – one swych amatorów zawsze znajdą. Czas na tamtejsze wina wytrawne, a jest ich legion. Nie trzeba szukać daleko, niektóre węgierskie tokaje robią nawet na Słowacji, ale my jedźmy ciut za granicę, do skrytej w dolinie urokliwej wioski Erdőbénye, 20 km na północ od Tokaju, znanej niegdyś także z dynastii chasydzkich rabinów.
To tu umościło się kilku znakomitych producentów, a na wzgórzu nad wsią króluje bodaj najlepsza w winach wytrawnych w okolicy winnica Beresów. Owszem, muszkaty od Sarolty Bardos są warte polecenia, owszem, i znane z aszu Disznoko przyrządziło godnego furminta, ale to Beres na wytrawne postawił i chwała mu za to.
Co prawda, w Polsce nie do kupienia jest idealne na lato Naparany, ale owocowy i słodkawy Holdezust powinien je zastąpić. Prawdziwym wyzwaniem, niemal nieznanym w Polsce, są moje ulubione wytrawne tokaje szamorodne. To nieco podobne do wytrawnego sherry wino czeka jeszcze na swe odkrycie, na razie cieszmy się tokajską wiosną.