Wspólnota ciszy to hasło, które ma przyszłość
Pozbycie się nałogu telewizyjnego może wymagać kuracji odwykowej, podobnie jak próby odłączenia się od sieci
Tracę znajomych. Skreślam domy, gdzie ani przez moment nie przestają świecić ekrany, a lawina hałasu uniemożliwia zrozumienie najprostszego zdania. Jaka ulga, kiedy człowiek znajdzie się wreszcie na zewnątrz! Dopiero co przed czasem opuściliśmy z żoną przyjęcie, którego bohaterem był nie solenizant, ale nowo zakupiony telewizor o imponującej przekątnej ekranu. Niewiele mniejsze aparaty zabierają ludzie na wakacje. Nie umieją bez nich wytrzymać.
Te obserwacje przywołał mi artykuł „Odłączyłem się" („Uważam Rze" z 7–13 maja) opisujący ogrom wysiłku, jaki francuski autor Thierry Crouzet musiał włożyć w wyjście z uzależnienia od Internetu.
Uczestnicząc w działaniach Europejskiego Instytutu Mediów, miałem kiedyś we Włoszech szansę dyskretnego przyglądania się zajęciom specjalnego kursu, pomagającego czterem grupom rodzinnym odbudować nadwątlone stosunki międzyludzkie. Przypominało to kurację odwykową, z tym że nie chodziło tym razem o narkomanię, alkoholizm czy nałóg palenia. Dla „uczniów" tej niezwykłej szkoły najtrudniejsza była nauka życia bez telewizora. Przez pierwszy tydzień każdy z uczestników po wejściu do domu nawykowo włączał wszystkie dostępne źródła obrazu i dźwięku. Bez tego czuli się nieswojo, nie potrafili rozmawiać w ciszy...