Na marginesie Euro
Nasze poczucie tożsamości ma być sprowadzone wyłącznie do igrzysk oraz zabawy
Wmomencie startu Euro wszyscy zyskali przyzwolenie, by stać się patriotami biało-czerwonymi" – piszą autorzy „Polityki" Mariusz Janicki i Wiesław Władyka, którzy dotąd raczej straszyli, niż upajali się polskim patriotyzmem. Dopowiedzieć można, że widocznie przyzwolenie to otrzymali na niedawnym spotkaniu premiera Tuska z szefami „zaprzyjaźnionych" mediów. Euro ma być przecież „naszym narodowym świętem".
O ile więc obchodzenie narodowych rocznic i świąt wzbudza sporo wątpliwości w salonie III RP – przypomnijmy sobie chociaż 11 listopada – o tyle infantylna celebracja piłkarskich igrzysk ma być naszym patriotycznym obowiązkiem. To wokół nich, pod wodzą premiera i prezydenta, prowadzeni przez medialnych celebrytów, mamy demonstrować narodowo-partyjne uniesienia. Fakt, że ekipa Tuska, a zwłaszcza jej lider, patriotyzm są w stanie przeżywać wyłącznie na poziomie piłki nożnej, przydaje tej marketingowej operacji posmaku autentyczności.