Alfabet leminga
Jak to się zaczęło? Jakim cudem te małe, sympatyczne ni to chomiki, ni świnki morskie stały się symbolem wielkiej grupy społecznej? Ba, i to grupy rządzącej!
Małe to (nie dłuższe niż 15 cm), chude (waży tyle co dobra wódka, czyli 100 g), a w dodatku żyjące hen w tundrze stworzenie sławę zawdzięcza mitowi. Głosi on, że lemingi ulegają masowemu pędowi do tego stopnia, że rzucają się hurtem do wody, choćby i miały tam utonąć, ale za to z fasonem, jak wszyscy. Zoolodzy twierdzą, że to nieprawda, gryzonie umieją pływać i aż tak durne, by popełniać masowe samobójstwa, nie są, ale mit okazał się silniejszy.
O tyle dobrze oddaje on rzeczywistość, że istotnie, konstytutywną cechą lemingów – ludzi jest właśnie konformizm i bezrefleksyjność. Piotr Zaremba zdefiniował nawet lemingów jako „bezrefleksyjnych przeżuwaczy medialnych mądrości". Wychowani na „Wyborczej" i TVN czerpią z nich nie tylko wiedzę o świecie, ale także tegoż świata ocenę zróżnicowaną kolorystycznie jak wzrok psa – na czarne i białe.
Lemingi nie pojawiły się nad Wisłą nagle. Żyły tu, choć bezimienne, już w latach 90. Od początku wiedziały, że wspierać należy „partię ludzi przyzwoitych", czytać najważniejszą z gazet i szczerze nie znosić oszołomów, jak wtedy nazywano dzisiejsze mohery. Nie lubiły polityków raz tych, raz owych (były czasy, gdy wieszały psy na tak zacnych ludziach jak Stefan Niesiołowski i Lech Wałęsa, tak, tak!), choć jest coś stałego na świecie – Kaczyńskiego nie cierpiały zawsze.
Rok 2005 był dla lemingów jak cios obuchem, ale i okazją do masowego coming outu. Dotychczas niezainteresowani polityką ochoczo zgłaszali akces do obozu „wykształciuchów", jak ich nazwał Ludwik Dorn, podkreślali, iż są młodzi, wykształceni i zamieszkują „większe ośrodki". Gdzieś w czeluściach Internetu pojawiło się określenie „lemingi" i zawładnęło siecią, tak jak same lemingi krajem.
Dumni z siebie, kwiat narodu, ups, kwiat Europy raczej, zamieszkują całe połacie między Odrą a Bugiem i żyć będą z nami przez dekady. Poznajmy więc ich zwyczaje. Zapraszamy do egzotycznej wyprawy.
Uwaga techniczna: czytając, modelujemy głos á la Krystyna Czubówna.
1 listopada – długi weekend, rocznica bohaterskiego lądowania kapitana Wrony (dla zwolenników Ruchu Palikota: Sowy). Czas wyludniania > Wilanów Miasteczka, którego mieszkańcy wyjeżdżają wtedy po jaja i kury do rodziców w Parczewie.
Account – najlepiej w Ernście albo Prajsie. Nikt z rodziny na wsi nie wie, o co chodzi, ale robota marzenie. Z miejsca dają > smartfona, > aurisa i zestaw nowych przyjaciół.
Apartamentowiec – najlepiej na > osiedlu strzeżonym. Jest czysty, ma zsyp, czaderskich sąsiadów i parking w podziemiu na toyotę. Mohery mieszkają w przedwojennych kamienicach, czyli w syfie.
Auris – toyota, zazwyczaj biała. Firmowe auto leminga, najbardziej widoczny symbol jego statusu społecznego. Swych służbowych białych aurisów lemingi broniłyby bardziej niż niepodległości i gotowe są w ich obronie wywołać powstanie.
Coelho Paulo – najwybitniejszy malarz. Nie, pisarz. A może i malarz, i pisarz – dość, że taki mądry i wszyscy płaczą, gdy czytają.
Czianti – takie włoskie wino, które lemingi piły kiedyś na imprezie u znajomego z wyższych sfer. Okazja do wydęcia warg z pogardą podczas wizyty w Mońkach, gdy pani Gienia w spożywczaku nie ma czianti i szpargałów, to jest tych, no, szparagów.
Dowód – coś, co zabiera się babci, by uchronić kraj przed > Kaczafim. W zamian bierze się zaświadczenie i przed nim ratuje. Patrz > Open'er.
Ekspreso – taka mała kawa, którą wypada pić w > Starbucksie. Może też być maciato lub kapuczino.
Fejs – podstawowe źródło wiedzy, kto z kolegów z klasy, kolegów kolegów oraz wszystkich tych, których lemingi chciałyby poznać, ma już białego > aurisa. Także miejsce wrzucania zdjęć z Hurghady i fotek potraw na wielkanocnym stole u rodziny w Małkini.
Frank – szwajcarski, jedyna trwała, oj, jak trwała, nić wiążąca lemingi z prawdziwymi Polakami i niezrzeszoną resztą. Kurs franka oglądany jest z trwogą niczym kolejne wystąpienia > Kaczafiego.