Donald Nicniewiedzący
1 500 100 900 – tylu dokumentów nie przeczytał w tym tygodniu pan premier
Tak członkowie rodzin polityków i ich znajomi doją polskie państwo. Afera taśmowa ukazuje tylko czubek góry lodowej" – pisze, nie, nie Jarosław Kaczyński, nie Ryszard Czarnecki, tym bardziej nikt z lewicy ani tej, którą poznaje się po tym, że się kończy, ani tej, która zmienia politykę w stojak na wibratory. Tak pisze, słowo w słowo, niemiecka gazeta „Neues Deutschland".
Ktoś zapyta, dlaczego niemiecka prasa widzi to, czego nie widzi polska? Otóż polska też widzi. „Rzeczpospolita" podaje, że we wszystkich 19 spółkach Skarbu Państwa, odgrywających kluczową rolę w polskiej gospodarce, najlepiej opłacane stanowiska w zarządach i radach nadzorczych obsadzone są przez ludzi z partii rządzących. I że minister skarbu w pierwszym rządzie Tuska – Aleksander Grad – został powołany na prezesa zarządów spółek PGE z wynagrodzeniem w wysokości 3,6 tys. zł, nie, nie miesięcznie, dziennie. Witold Gadomski w „Gazecie Wyborczej" sypie jak z rękawa przykładami skrajnego nepotyzmu dzisiejszej władzy. Czy premier odpowie? Wolne żarty. Ktoś, kto nie jest w stanie przeczytać choćby najważniejszych dokumentów, które trafiają na jego biurko, ma tracić czas na czytanie prasy? A po co? Wszak kto nie czyta, ten nie wie.
I pewnie dlatego Donald Tusk nie podejrzewał nawet, że jego główny konkurent polityczny, a przy okazji prezydent RP wybiera się do Katynia, by uczcić pamięć Polaków zamordowanych przez Rosjan. Nie wiedział, że konwencja chicagowska nie znajduje zastosowania przy oficjalnych lotach państwowych. Nie wiedział, że Rosjanie będą wybielać swoich kontrolerów i że podobnie jak w tysiącu innych przypadkach nie stwierdzą po swojej stronie żadnych uchybień, a co dopiero win. Że jego własne słowa o tym, iż przyjaciele z Moskwy „głęboko rozumieją potrzebę ściągnięcia wraku do Polski jeszcze przed pierwszą rocznicą katastrofy", przejdą do historii dyplomatycznego teatru absurdu.
Nie wiedział o upolitycznianiu spółek z udziałem Skarbu Państwa. Nie wiedział, że po kolejnych raportach NIK włosy stają dęba, gdy się pomyśli o kondycji III RP. O koszmarnych zaniedbaniach w BOR i w armii, w Ministerstwie Sportu Drzewieckiego i klubie parlamentarnym Chlebowskiego.
Tymczasem Polacy – przeciwnie. Coraz lepiej wiedzą, co myśleć o takiej polityce, więc już siedmiu na dziesięciu źle ocenia pracę rządu. Dlaczego? Premier chyba i tego nie wie, ale bierze na siebie za taki stan rzeczy 100 proc. odpowiedzialności. Wcześniej po prostu nie wiedział, że jego praca polega właśnie na tym.