Ucieczka z korporacyjnego reżimu
Jeśli o mnie chodzi, to jestem typowym mieszczuchem, któremu zupełnie nie przeszkadza zapach benzyny, a przy ulicznym szumie zasypiam jak ktoś inny przy świerszczach.
Anna Kamińska,
Miastowi.
Slow food
i aronia losu,
Trio
Lubię wieś i kiedy się da, biorę rower i zmykam za miasto, ale jednocześnie opcja, że o godz. 22 skończą mi się papierosy, a do najbliższego sklepu będę miał np. 30 km, sprawia, że popadam w silne stany lękowe, a na koniec dostaję nerwowej czkawki.
Nic też dziwnego, że z pewnym dystansem podchodziłem do książki Anny Kamińskiej, w której reporterka postanowiła opowiedzieć historię dziwaków, którzy z własnej woli zdecydowali się rzucić w diabły swoje dotychczasowe życie, spakowali plecaki i wyjechali na wieś, by wieść tam życie zgodnie z rytmem natury, nie zaś korporacyjnym reżimem. Wszystko piękne – pomyślałem – miło siedzieć w Bieszczadach, gapić się na barany i bimbać od rana do nocy, ale powietrzem żyć się nie da. Korzonkami się żywić? Złapać jakąś owcę, ogolić i wydziergać sobie portki?