Czy Toyota wyjedzie na prostą?
Bardzo drogi jen, tragiczne trzęsienie ziemi i tsunami, brak energii, odcięcie od dostaw komponentów, wreszcie powódź w Tajlandii uniemożliwiająca normalną produkcję – Toyotę niszczyły wszystkie plagi
Mija właśnie dwa i pół roku od czasu, kiedy Toyota przeżyła największe upokorzenie wszech czasów – akcję przywoławczą dla 9,1 mln aut. Jej bezpośrednim powodem był zbytni pośpiech w produkcji, bo poprzednie kierownictwo koncernu za wszelką cenę chciało umocnić się na pozycji lidera w produkcji aut na świecie.
Zdaniem ekonomistów jednak Toyota popełniła jeszcze jeden błąd: wyprzedziła producentów amerykańskich, stając się największym koncernem samochodowym na świecie. Kłopoty Toyoty, niewątpliwie zawinione przez koncern – tak na liniach produkcyjnych, jak i w komunikowaniu tych problemów – pomogły Amerykanom w obronie własnego przemysłu samochodowego.
Był jeszcze problem polityczny. Dokładnie wtedy doszło do napięć politycznych na linii Waszyngton – Tokio. W Japonii zmienił się rząd na mniej przyjazny wobec Stanów Zjednoczonych. Zaś Toyota była utożsamiana z Japonią. Koncern był nie tylko światowym liderem jakości, ale jego kondycja utożsamiana była z całą japońską gospodarką, tak jak to kiedyś było w USA z General Motors, kiedy jeden z byłych prezesów oraz były minister obrony Charles Ervin Wilson miał powiedzieć: „Co jest dobre dla General Motors, jest dobre dla Stanów Zjednoczonych".