Między bułką a lokomotywą
Czy można wygrywać z ekonomiczną racjonalnością? Oczywiście. Problem w tym, że do czasu
Za PRL, jak wiadomo, drożały bułki, ale za to taniały lokomotywy. W ogólnym bilansie więc wszystko się zgadzało i władza nie mogła zrozumieć, dlaczego powstają jakieś społeczne niepokoje. To znaczy – mogła to zrozumieć tylko w jeden sposób: wywrotową działalnością finansowanych przez CIA agentów rewizjonizmu i imperializmu.
W III RP podjęto szereg przedsięwzięć równie nieliczących się z rachunkiem ekonomicznym, jak wielkie inwestycje „prylu". Tylko cel był nieco inny – wtedy realizacja planów podboju przez komunizm świata, więc głównie przemysł ciężki, teraz podtrzymanie sondażowych słupków, więc wszystko, co służy utrzymaniu poziomu życia i jego uatrakcyjnianiu.
Cyryl więc inny, ale metody te same. Władzy udało się zadać kłam „kwękoleniu" malkontentów uparcie dopytujących się o perspektywy utrzymania stadionów na kilkadziesiąt tysięcy widzów w kraju, w którym najważniejsze mecze ligowe ściągają góra kilkanaście tysięcy kibiców, a innych, wskutek podrzędności lokalnej piłki, się nie gra. Oto okazało się, że stadion w Trójmieście, na przykład, będzie opłacalny. Jakim sposobem? A takim, że 7 mln rocznie wyłoży na jego utrzymanie spółka dystrybuująca energię elektryczną.