Sława Bronisława
Ideałem premiera jest dla prawicowej/konserwatywnej części polskiego elektoratu premier Węgier Victor Orbán, zaś ideałem prezydenta czeski prezydent Václav Klaus.
Jeden i drugi — w przeciwieństwie do służalczego Tuska i gamoniowatego Komorowskiego — hardo, roztropnie, inteligentnie stawiają się unijnemu lewactwu. Brak mi tu miejsca, by cytować zbyt długo, lecz gwoli symptomatycznego przykładu weźmy fragment przemówienia Klausa podczas pielgrzymki religijnej we wrześniu 2011: „ — Rozmaici « postępowcy » jawnie atakują skarbiec naszych tradycyjnych wartości i cnót. Patriotyzm to według nich szowinizm, a demokratyczne państwo narodowe to dla nich instytucja zacofana, którą trzeba poświęcić na rzecz ponadnarodowych organizacji wyzbytych legitymizacji demokratycznej. Duchowe i kulturowe bogactwo wielowiekowych doświadczeń całych pokoleń ma zostać wyrugowane, wskutek politycznej presji, przez ideologiczną doktrynę multikulturalizmu (...) Dzisiejsze czasy pełne są zagrożeń, więc przyzwolenie, by dodatkowo jeszcze przestrzeń publiczną zdominowali oportunistyczni moderniści, zemściłoby się na wszystkich. Musimy walczyć, ryzykować nieprzyjemne starcia z drugą stroną, która ma medialną przewagę". Oto czemu miliony Polaków zazdroszczą Czechom prezydenta. Nasz jest tamtego przeciwieństwem.