Co dalej z polskim sportem?
Gdyby w konkurencji bolesnych rozczarowań sportowych przyznawano medale olimpijskie, Polska z pewnością byłaby na podium.
Igrzyska olimpijskie w Londynie miały być choćby niewielkim, ale jednak panaceum na klęskę polskich piłkarzy, którzy w najsłabszej grupie Euro zajęli ostatnie miejsce. Lista tych, na których jeśli nie medal, to chociaż ambitną, godną postawę liczyliśmy, jest długa jak trasa maratonu. Agnieszka Radwańska – zblazowana jak chyba nigdy wcześniej, z głupią wypowiedzią po porażkach, że to „tylko igrzyska", przegrała już w pierwszej rundzie na tych samych kortach, na których chwilę wcześniej doszła do finału. Siatkarze dźwigający ciężar bycia jedyną (!) polską reprezentacją w sportach zespołowych, przegrywający z Bułgarami, Australijczykami, wreszcie Rosjanami. Marcin Dołęga w podnoszeniu ciężarów. Sylwia Gruchała w szermierce. To tylko ci, w przypadku których mieliśmy pełne prawo oczekiwać medali. Dlaczego ich zabrakło? Osobiście stawiam na ostro skarconą zbytnią pewność siebie, która już po pierwszym bolesnym ukłuciu uleciała bezpowrotnie. A jeśli determinacji i woli zabrakło najlepszym, czegóż oczekiwać od światowych czy kontynentalnych średniaków? Polski sport gaśnie w oczach. Mówi się, że nadzieja umiera ostatnia. Podczas tych igrzysk w wielu polskich sercach odbyły się jej pogrzeby. Ciemność widzę, ciemność...