Akt duchowy czy polityczny?
Cisza, która zapadła już kilka godzin po wyjeździe patriarchy Cyryla, kontrastuje znacząco z medialną ekscytacją, z którą mieliśmy do czynienia przez poprzednie trzy dni. Zamiast radości jest powszechne poczucie wyczerpania i wypalenia
Wygląda to tak, jakby wszyscy zainteresowani dali z siebie w ciągu samej wizyty wszystko, tak spięli muskuły, że muszą teraz odpocząć. Ta cisza, można powiedzieć: naturalna, w przeciwieństwie do pewnej sztuczności wcześniejszej ekscytacji, jest chyba najlepszym potwierdzeniem tego, co przeczuwa wielu Polaków: nie wszystko było w tej sprawie czyste.
Sam dokument nie budzi większych zastrzeżeń, a nawet zasługuje na uznanie. Owszem, historię polsko-rosyjską zamknięto w nim kilkoma ogólnikami („tragedie i dramaty"), a nawet odesłano do podręczników (sprawa „historyków i specjalistów"), ale to ruch uzasadniony wysunięciem na pierwszy plan jednoczącego mianownika, a więc tego, że Kościół i Cerkiew jednakowo cierpiały w XX w. Co więcej, końcowa część dokumentu musi cieszyć ze względu na jednoznaczną obronę cywilizacji życia i zasad Dekalogu. Jest w niej mocny sprzeciw wobec aborcji, eutanazji, związków osób jednej płci, konsumpcjonistycznego stylu życia, a także potępienie coraz powszechniejszej wrogości wobec Chrystusa, Ewangelii i krzyża. To język, którego – w obawie przed medialną sankcją – unika wielu polskich biskupów na krajowym podwórku.