Czy Anglia przeprosi Polskę za rok 1939?
Od lewego
Janusz Rolicki
Dożyliśmy czasów, w których narody, rządy i politycy wzajemnie się przepraszają. Czas więc, aby Wielka Brytania przeprosiła Polskę za rok 1939. To premier Chamberlain sprawił, że Niemcy w 1939 r. uderzyły na nas, a nie na Francję. W ten sposób Polska, ponosząc ogromne ofiary, uratowała Brytanię, która dostała od nas rok na dozbrojenie się. Hitler po Monachium szukał jednak dalszych ofiar. Pozycją ryglową, w jego planach, miała być Polska. Postanowił wejść w porozumienie z nami. Jego celem był albo sojusz z Polską wymierzony w ZSRR, albo jedynie Polska neutralność w czasie ataku na Francję.
Oba warianty prowadziły do zwasalizowania Polski.
W każdym przypadku Hitler planował przyłączenie Gdańska i budowę szosy eksterytorialnej do Prus Wschodnich. Plany te przedstawił 3 stycznia 1939 r. ministrowi Beckowi w Orlim Gnieździe. Ofertę: Morze Czarne też jest morzem, ponowił w Warszawie, pod koniec stycznia minister Ribbentrop. Ponieważ Beck nie mówił „tak", Hitler zwiększył presję i 15 marca zajął Pragę i Czechy. Wielka Brytania odczytała plany Hitlera i pospiesznie zapytała Warszawę o to, jak zareaguje na ofertę sojuszu. Beck niezorientowany w słabości Brytyjczyków powiedział „tak" i... wpadł w pułapkę. Nie dostrzegł szansy w zwodzeniu Niemiec, tak aby – w razie ich ataku na Francję – Polska uderzyła na Berlin. Była to jedyna możliwość wygrania wojny! Hitler przesunął termin ataku na Francję i zaoferował Stalinowi podział Polski. Musieliśmy zdać się na Francję i Anglię. Sojusznicy opóźnili naszą mobilizację – nie wystawiliśmy 1,5 mln żołnierzy, lecz tylko 1 mln, a 12 września szefowie połączonych sztabów odwołali ofensywę na zachodzie. 17 września ZSRR uderzył na Polskę. Londyn oświadczył, że jego gwarancje nie dotyczą granic wschodnich RP. Polska utraciła połowę terytorium, 6 mln obywateli i w Jałcie oddano ją Stalinowi.
W przyszłym roku będziemy obchodzić 75. rocznicę września. Najwyższy więc czas, aby Anglicy – dziś sojusznicy z NATO – przeprosili nas za wiarołomstwo. Ministrze Sikorski, te przeprosiny naprawdę nam się należą!
Do prawego
Jerzy Jachowicz
Już myślałem, że Kazio wyemigrował. Kazio Marcinkiewicz. Razem z Isabel. Na szczęście się myliłem. – Żeby nie było między nami zbędnych nieporozumień, panie Kazimierzu. Słodkich zdrobnień używam tylko wobec osób, które podziwiam i darzę szczerą sympatią. Pana prezydenta zawsze nazywałem Oleczkiem, nigdy Aleksandrem, Palikota – Januszkiem, a Latę – Grzesiem. Niech więc zostanie tak i między nami. Jureczek jestem.
Kilka dni temu Kazio udzielił wywiadu jednemu z portali. Choć do wywiadu jako takiego ma nastawienie negatywne. Domaga się wręcz, aby premier zrobił czystkę w wywiadzie i kontrwywiadzie, skoro nie uprzedzili go o przekrętach Amber Gold. Nie mając takiej wiedzy, Donald Tusk – nie daj Boże! – mógł własny, skromny kapitał albo wręcz dorobek całego życia powierzyć oszustowi Marcinowi P. Tak jak swój talent i tajną wiedzę w sprawach lotnictwa oddał temu maskującemu się rzekomemu dobroczyńcy (co za obrzydliwy hipokryta!) Tusk Michał jr, zwany Józiem Bąkiem z Żukowa. – Michałowi na przyszłość doradzałbym więcej wyczucia. Jestem jednak o niego spokojny, wyjdzie na prostą – prorokuje Kazio. Jeśli tak mówi były premier o synu obecnego premiera, to znaczy, że Tusk jr teraz jest na krzywej. Prawdopodobnie na krzywej balistycznej, którą leci młody Tusk niczym złoty pocisk (skąd u mnie ta skłonność do złota?), wystrzelony przez „Gazetę Wyborczą" do wielkiej kariery w lotnictwie śródlądowym nad Bałtykiem, a w przyszłości być może nawet jakimś oceanem.
Z tym że w tej chwili jest to krzywa opadająca, ale i tak Michał Tusk co najwyżej wpadnie pod zimny prysznic w domu premiera. Bo kto by miał sumienie prostolinijnego i prawdomównego chłopaka wrzucać do lodowatej wody?