Jak mamy robią z placu zabaw piekło
Mało kto może tak obrzydzić małego człowieka innym ludziom jak jego własna matka. Gadaniem oczywiście
Plac zabaw to teraz mój drugi dom. Pilnując trzyletniego następcy Pudzianowskiego, żeby nie wyrwał innym dzieciom nóżek, poznałem uroczą dziewczynkę Manię. Sama słodycz. Od razu ją polubiłem. Niestety, na tym etapie rozwoju własny urok nie wystarcza. Piaskownica, w której Mania pracowicie budowała baby, a mój Pudzian niszczył je z zapałem Godzilli, skryta była w ponurym i dość sporym cieniu gadatliwej matki. Pierwszej z licznego legionu rodzicielek, jakie napot- kałem, mówiących wyłącznie o swoim dzieciaku.
Jasne, każdy lubi opowiadać o swoim maleństwie. Zresztą na placu zabaw można się powymieniać dość przydatnymi informacjami, ewentualnie posłuchać mrożących krew w żyłach opowieści o chorobach, które zostaną przywleczone z przedszkola. To całkiem smaczny erzac horroru albo wywiadu ze Zbigniewem Hołdysem. Ale – wydawałoby się – istnieją pewne, dość oczywiste granice. Nie w przypadku jednak mamy Mani oraz złotoustego komanda jej podobnych. To postaci rodem z opowiadania Jorge Luisa Borgesa „Pamiętliwy Funes", który zapamiętywał nie tylko las, ale także dokładny układ liści na każdym drzewie. Funes chował się w pościeli, żeby odciąć swój mózg od bodźców. One dzielą się informacjami z każdym, kto chce czy nie chce słuchać.