Przez trzecie oko
Cees Nooteboom oprowadza nas po Włoszech, Szwajcarii, Japonii... Miejscach niby realnie istniejących, ale jednocześnie wyobrażonych
Gdyby ktoś wpadł na pomysł potraktowania tekstów Ceesa Nootebooma jako przewodnika turystycznego, w jakieś pięć sekund pogubiłby się w labiryntach opisywanych tu miast. Nie tylko zresztą – również w czasie i tej dziwacznej przestrzeni rozpiętej przez pisarza między rzeczywistością, mitem, nieostrym wspomnieniem a literaturą. No bo co na przykład zrobić z taką refleksją o Wenecji: „(Zwiastowanie) bizantyjskie i gotyckie, za każdym razem skrzydłowy i dziewica, oglądasz ich tak często, że nie zaskakuje cię już widok mężczyzny ze skrzydłami, podobnie jak nie zaskakują cię inne baśniowe postacie, lwy w koronach, jednorożce, latający ludzie, gryfy smoki – one po prostu tu mieszkają. To ty zbłądziłeś na terytorium snu, baśni i bajek, i jeśli jesteś rozsądny, pozwolisz sobie na to błądzenie". I dalej: „Czasem widuje się tego samego świętego wiele razy w ciągu jednego dnia, w gotyckim, bizantyjskim lub klasycznym przebraniu, bo mity są potężne, a bohaterowie się dopasowują, renesans czy rokoko, wszystko im jedno, bylebyś patrzył, byle ich istota pozostała niewzruszona".