Miłość, samotność, śmierć
Znakomity jubileuszowy album legendarnego amerykańskiego rockmana przynosi gorzką wizję świata
Bez większego echa minęły niedawne jubileusze The Beatles i The Rolling Stones. Pierwsi jako zespół nie istnieją od ponad 40 lat, drudzy przechodzą kryzys. Tymczasem czas zdaje się nie imać Boba Dylana. Legendarny Amerykanin na 50-lecie kariery wydał rewelacyjną płytę „Tempest".
Tytuł zdaje się nawiązywać do „Burzy" – ostatniego dzieła Szekspira, więc nie brakuje domniemań, że miałaby to być pożegnalna płyta Dylana. Podobne myśli podsuwają słowa piosenki „Duquesne Whistle", w której pociąg „gwiżdże, jakby wyruszał w ostatni kurs". Ale myślę, że to nie koniec. Artysta zawsze był tytanem pracy i imponował oczytaniem. Umyślnie zagrał m.in. skojarzeniem z „Burzą", podobnie jak (w teledysku) ze sfilmowaną przez Kubricka „Mechaniczną pomarańczą" Burgessa, by przybliżyć nam obraz świata pełnego przemocy i pułapek losu.