PRL jak bumerang
Komercjalizacja szpitali miała być lekiem na problemy służby zdrowia, w tym ten podstawowy – finansowy
O genialności tego pomysłu przekonywali z pasją była minister zdrowia Ewa Kopacz i sam premier. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że „komercjalizacja to program, który ma ułatwić zmiany powodujące, że polskie szpitale staną się instytucjami, które będą sobie radzić bez bezustannego zadłużania się". Jak informuje „Rzeczpospolita", nic takiego nie nastąpiło.
Skomercjalizowane szpitale nadal się zadłużają, bo pacjentów nie stać na oferowane przez nie płatne usługi i wolą czekać na te opłacane w ramach składki. Spółki szpitale, wbrew temu, co sądzili ich przekształciciele, nie mają więc na czym sobie dorobić. I jak się okazuje, problemem służby zdrowia nie jest tylko marnotrawstwo, ale przede wszystkim brak pieniędzy. Składka jest za mała, o czym przypominała w czasie dyskusji nad przekształceniem opozycja. Rząd był jednak głuchy na te argumenty. W efekcie grozi nam, pacjentom, upadłość takich zadłużonych spółek, bo tu akurat nie ma innego wyjścia.