Zła pogoda dla bogaczy
Niemiecka lewica i zieloni chcą naśladować eurobankrutów
Ma siwą, długą i zaniedbaną brodę, na nosie staromodne okulary z grubą czarną oprawą, nosi lichą, szarą bluzę, złachane spodnie, mieszka w lokalu przeznaczonym dla dozorcy domu i na własne potrzeby wydaje miesięcznie nie więcej niż 300 euro. Tak w każdym razie sam twierdzi. Widząc tego 59-letniego mężczyznę, aż trudno uwierzyć, że na bankowym koncie ma miliony euro, których dorobił się na spedycji. Nazywa się Klaus Zapf. W Niemczech zasłynął dzięki wygłoszonemu w telewizji żądaniu ustanowienia 70-procentowego opodatkowania bogatych. Jego majętnym rodakom włosy stanęły dęba. Milioner Zapf stał się jedną ze sztandarowych postaci w walce lewicowych populistów o tzw. sprawiedliwe rozłożenie społecznych obciążeń.
Temu damy konia z rzędem, temu buzi, temu w gębę – tak najkrócej można streścić kampanię rozpoczętą właśnie przez partie niemieckiej opozycji i ich potencjalny, związkowy elektorat. – W 2010 r. majątek takiej pani Suzanne Klatten powiększał się każdego dnia o 2,6 mln euro. Nie mam nic przeciw temu, ale sprawiedliwe będzie to tylko wtedy, gdy w miarę bogacenia się superbogatych będzie rósł również ich wkład na rzecz państwa – pohukuje na konferencjach prasowych i przy mównicach szef centrali związkowej Verdi Frank Bsirske. Wybrany przez niego przykład 48-letniej spadkobierczyni akcji bawarskiego koncernu automobilowego BMW nie był zapewne przypadkowy. Majątek tej najbogatszej kobiety w Niemczech szacowany jest na 14,6 mld dol. Kilka lat temu przez niemieckie media przetoczył się głośny skandal z jej udziałem – Klatten, żona i matka trojga dzieci, miała seksaferę z żigolakiem, który szantażował ją ujawnieniem pikantnych detali z ich schadzek. W politycznej i związkowej walce nie ma wybacz.