W obronie CZD
Jestem przerażona tym, co się dzieje wokół Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Mam synka, któremu tylko dzięki determinacji i ogromnemu zaangażowaniu lekarzy z CZD udało się wykryć trudną do zdiagnozowania chorobę.
Dzięki temu moje dziecko żyje. Dziś, gdy słyszę, że minister zdrowia wzywa szpital do „realnych warunków funkcjonowania", oznacza to dla mnie, że lekarze muszą zacząć oszczędzać na liczbie zleconych badań czy przyjęć dzieci do szpitala. Aż boję się pomyśleć, co by było, gdyby moje dziecko ze swoimi objawami trafiło do CZD za kilka miesięcy – może wtedy lekarze nie zleciliby kolejnego badania urządzeniem analizującym pracę serca (holter), który w kolejnym badaniu wykrył chorobę? Minister szydzi, że w CZD na jedno łóżko szpitalne przypada czterech pracowników. Tym udowodnił, że nie wie, o czym mówi. Gdyby przyszedł na codzienny dyżur poradni specjalistycznych, zobaczyłby te setki dzieci z rodzicami czekające godzinami na wizytę wyczekaną miesiącami. Z punktu widzenia rodzica dziecka będącego pod opieką CZD narzucany centrum system rozliczeń z NFZ taki sam jak w innych szpitalach oznacza realne zagrożenie dla życia dzieci. Warto jeszcze podkreślić, że pracownicy CZD to wyjątkowo zaangażowani w swoją pracę ludzie. Spędziliśmy w szpitalu wiele tygodni i wiemy, z jakim poświęceniem i jaką kompetencją codziennie pomagają często bardzo cierpiącym maluchom. Jako matka jestem pełna podziwu dla ich profesjonalizmu i poziomu traktowania każdego pacjenta niezależnie od statusu życiowego – za co gorąco im dziękuję. I trzymam kciuki, by minister Arłukowicz nie zdążył zniszczyć ich wielkiego dorobku.
Krystyna Łukaszuk
Dziękujemy za to poruszające świadectwo. Otrzymaliśmy wiele listów w tej sprawie, powtarza się w nich wątek oburzenia na ministra, który stosuje propagandowe, manipulacyjne sztuczki w odpowiedzi na pełne troski apele lekarzy i rodziców. Czy ciężko chore dzieci w ogóle się nie liczą? Czy minister Arłukowicz ma sumienie?