
Czas prawicy?
„Prawica” i „lewica” to w Polsce pojęcia umowne i używanie ich w tradycyjnych znaczeniach oddala nas od uchwycenia sensu mechanizmów polskiego życia publicznego, zamiast ułatwiać nam ich zrozumienie
Wszelkie analizy dotyczące przyszłości sceny politycznej należy zaczynać od przypomnienia, jakie emocje organizują Polaków. To nie spór wolnorynkowców z etatystami, konflikt „świata pracy" ze „światem kapitału" czy spór światopoglądu katolickiego z laickim albo spuścizny PRL z „pniem solidarnościowym". Te napięcia tylko nakładają się na główną emocję typową dla kraju postkolonialnego, jakim po kataklizmach wieku XX się staliśmy.
W sferze imponderabiliów dzieli nas konflikt tożsamości, który zwykłem określać jako podział na „tubylców" i „kreoli". Z jednej strony przywiązanie do własnej tradycji i historii, patriotyzm i szukanie wspólnoty narodowej, z drugiej dążenie do awansu przez imitowanie metropolii, warunkiem którego staje się odrzucenie własnej tradycji i roztopienie się w tożsamości cudzej, postrzeganej jako wyższa i bardziej nowoczesna. Co do sceny politycznej natomiast – kryterium jej podziału stał się sposób udzielania odpowiedzi na pytanie, również typowe dla byłej kolonii, co zrobić z postkolonialnymi elitami, które nie powstały z naturalnego awansu, ale zostały stworzone przez kolonizatora po to, aby służyć mu do tłumienia aspiracji miejscowej ludności i formowania jej według narzucanego przezeń wzoru.