Stare grzechy nowych seriali
Jesienią pojawiło się w Polsce pięć nowych seriali. We wszystkich wieje nudą, postacie dyskutują o niczym, a aktorzy walczą z dialogami, by tchnąć w nie życie. Całe szczęście, że czasami im się udaje
Przyjaciółki w nudnym mieście
Można też wybrać rowerek stacjonarny, z którego nie schodzi jedna z bohaterek nowego serialu Polsatu „Przyjaciółki", emitowanego w czwartki o godz. 22. Reżyseruje Grzegorz Kuczeriszka, scenariusz jest autorstwa Beaty Pasek. I znowu oddajmy głos twórcom i promotorom serialu, bo przecież wiedzą najlepiej, co miało z ich starań wynikać. „Tytułowe przyjaciółki, wokół których toczy się akcja serialu, to cztery koleżanki ze szkoły, które odnowiły swoją znajomość po latach. Patrycja (Joanna Liszowska) to kobieta czynu, żywiołowa i energetyczna, która ostatnio zaczyna jednak poważnie myśleć o założeniu rodziny. Anka (Magdalena Stużyńska) to zagubiona kura domowa, która zatraciła gdzieś poczucie własnej wartości. Zuza (Anita Sokołowska) – perfekcyjna bizneswoman, próbuje oprzeć się staraniom przystojnego Wojtka (Lesław Żurek), który chce się do niej zbliżyć. Ostatnia z bohaterek – Inga (Małgorzata Socha) – po rozwodzie próbuje ułożyć sobie życie sama, jednak ma kłopoty z przedszkolem, którego jest właścicielką".
Twórcy filmu przekonują, gdzie tylko mogą, że to nie ma być nowa wersja „Seksu w wielkim mieście".
I rzeczywiście, od tego amerykańskiego serialowego hitu jesteśmy w tym przypadku bardzo daleko.
I znowu – niby się to w miarę przyjemnie ogląda, bo wszystkie aktorki są sympatyczne. Piękna Sokołowska, energiczna Liszowska, pocieszna Stużyńska i tworząca najciekawszą postać Socha naprawdę dwoją się i troją, by przykuć uwagę widzów. Jednak zaraz potem
– „ciemność widzę, ciemność", nic się dzieje, jedna spojrzy w lewo, druga w prawo, i nic. No dobrze, jest scena seksu, gdy ona chce „bez gumki", a on „wszystko w swoim czasie". Trudno oprzeć się wrażeniu, oglądając „Przyjaciółki", że w ojczyźnie tego gatunku, czyli za wielką wodą, scenarzyści obmyślają pewien schemat – choinkę, a potem nakładają na nią setki ozdób, światełek, niuansów, wzruszeń i humoru. A w Polsce kończą pracę na wsadzeniu drzewka do wiadra, i do kasy.
W czwartym odcinku mąż jednej z bohaterek podrywa jedną z jej trzech najbliższych przyjaciółek z czasów szkolnych, nieświadomy niczego. Oczywiście impreza, oczywiście rocznica ślubu i oczywiście prawda wychodzi na jaw. Żadnych niespodzianek, żadnego zaskoczenia. Po w miarę poprawnym i ozdobionym obecnością Magdaleny Cieleckiej „Hotelu 52", który nadal jest przez Polsat pokazywany, „Przyjaciółki" to ewidentnie krok w tył. Kolejne dylematy moralne bohaterek nie pozostawią złudzeń, co do losu, jaki spotka prawdopodobnie i ten serial, o ile rzecz nie skręci bliżej polskiego, a nie amerykańskiego życia.
Przykład dylematu? Proszę bardzo, z oficjalnego streszczenia Polsatu: „Dorota nie zamierza przyjąć do wiadomości, że Inga jej nie znosi i przyjaźni między byłą żoną a kochanką nie będzie. Wykorzysta kolejną sytuację i gdy Andrzej nie będzie mógł pójść na rolki z córką i Ingą, sama w sportowym stroju stawi się w parku. Nie przeszkodzi jej w tym nawet fakt, że rolek nigdy w życiu nie miała na nogach. [...] Niestety jej brak umiejętności kończy się stłuczoną nogą. Jak na to zareaguje Inga? Czy pomoże rywalce? Czy może bez skrupułów zostawi ją w parku?". Nie na darmo starzy wyjadacze powtarzają, iż scenariusz filmu wtedy jest dobry, gdy da się go streścić jednym zdaniem.
Paradoksalnie wszystko przed nami
Najczęściej pokazywanym nowym serialem jest „Wszystko przed nami" w TVP1 (od poniedziałku do czwartku, godz. 18.15). Scenariusz napisała „księżna" polskich telenowel – Ilona Łepkowska, wspólnie z Maciejem Strzemboszem. Reżyseruje Piotr Wereśniak. Bohaterowie to grupa zaprzyjaźnionych Polaków, których los rzucił do Mediolanu, gdzie całkiem dobrze sobie poradzili. Po latach emigracji lądują w Lublinie. Prawnik, barman, księgowy z żoną i synem, budowlaniec, była modelka... – widać, że rzecz jest policzona na sporo odcinków.