Stare grzechy nowych seriali
Jesienią pojawiło się w Polsce pięć nowych seriali. We wszystkich wieje nudą, postacie dyskutują o niczym, a aktorzy walczą z dialogami, by tchnąć w nie życie. Całe szczęście, że czasami im się udaje
Można się zresztą było tego spodziewać, bo „Wszystko przed nami" to scenariusz, który triumfował w specjalnym konkursie TVP. Na razie to kolejne wcielenie „M jak Miłość" czy „Barw szczęścia". Obłoczki w przyspieszonym tempie przelatują nad kamieniczkami, muzyczka gra telenowelowo i oczywiście nie może zabraknąć licznych połączeń telefonicznych, tudzież remontu robionego spontanicznie „własnymi siłami", bo to już stały element gry Ilony Łepkowskiej z widzami. We „Wszystko przed nami" sceny są krótkie i popychają akcję z siłą ślimaka. Świetny jest za to w jednej z głównych ról Piotr Nowak, który wnosi mnóstwo humoru. Jowita Budnik powraca na ekran po zabójczej roli w „Placu Zbawiciela".
Zwycięzca rywalizacji o miano najlepszej nowości jesieni w polskich telewizjach jednak może być tylko jeden. Jego zwycięstwo jest bezapelacyjne, choć daleko mu do wspomnianej na początku „Głębokiej wody" Magdaleny Łazarkiewicz. A jednak Bogusław Linda, wbrew malkontentom, powraca na ekran na białym koniu. Oczywiście nigdy mu nie wybaczę występu w polsatowskim serialu o tytule, który na szczęście wyparłem, a w którym mizdrzył się do Małgorzaty Foremniak.
Dziś jednak Linda pojawia się na małym ekranie jako inspektor Kaszowski, tropiciel zabójców i wszelkiego zła, bohater serialu „Paradoks" w TVP2 (czwartki, godz. 20.10). Scenariusz napisał Igor Brejdygant we współpracy z reżyserem Gregiem Zglinskim, serial kręci poza nimi także Borys Lankosz, reżyser głośnego „Rewersu". Akcja toczy się wokół śledztw prowadzonych przez Kaszowskiego oraz działań funkcjonariuszki Biura Służby Wewnętrznej (Anna Grycewicz), która zostaje skierowana do zespołu, by przyjrzeć się z bliska „pewnym nieprawidłowościom w sposobie prowadzenia dochodzeń".
Jest w tym serialu mnóstwo scenariuszowych niedociągnięć, wiele dialogów zostało „przerysowanych", przez co rażą ostrością. Linda pokrzykuje na podwładnych jak porywacz na zakładników, a kiedy oglądamy scenę wejścia antyterrorystów do mieszkania mordercy, nagle widzimy i słyszymy pohukiwania autentycznych antyterrorystów, co musi budzić uśmiech politowania.
Podobnie chybione jest epatowanie widza makabreskami w rodzaju topielca dyndającego kilkadziesiąt metrów nad wodą w czasie wyjmowania go przez dźwig. Są schematy rodem z „Brudnego Harry'ego" i sceny, gdy Linda wchodzi do gabinetu pani patolog, a ona po trzech zdaniach opisu zwłok, pyta: „Idziemy do mnie?". „Miałem taką nadzieję" – odpowiada Linda.
Obok frapujących scen, jak te z udziałem Andrzeja Zielińskiego czy Gabrieli Muskały, są i dłużyzny, a także nic niewnoszące sekwencje jazdy bohaterów wieczorem po mieście. Są naiwność i chodzenie na łatwiznę scenarzystów, gdy wymyślają dla policji tak banalne tropy jak ten, że „zabójca był leworęczny". Kontrolująca głównego bohatera młoda funkcjonariuszka – czy musi akta sprawy poznawać w archiwum wyłącznie nocą, przy użyciu latarki? Rozumiem napięcie, ale na litość boską, czy tak trudno dopisać trzy zdania, że policjanci nie chcą jej dokumentów tych ujawnić? Trudno, gdy się wcześniej powiedziało, że pani szpiegująca ma wszelkie uprawnienia do wglądu w dokumentację śledczych.
A jednak, mimo tylu wad, serial „Paradoks" wciąga. Ma znakomite zdjęcia i montaż, ciekawie ponury klimat i częste zmiany tempa akcji. I nawet jeśli rzecz, jako się rzekło, zbliża się momentami do niezamierzonego pastiszu czarnego kina, to jednak granicy nie przekracza. Największa w tym zasługa Bogusława Lindy. Szkoda, że tak rzadko, ma w czym grać, ale lepszy „Paradoks" niż nic. To zdecydowanie najlepsza serialowa nowość tej jesieni.