
Filmowy remake lat 80.
Moda na kręcenie nowych wersji filmowych hitów z lat 80. pokazuje, jak udana była to dekada dla kinowej rozrywki. I jak trudno powtórzyć tamten sukces
Kinoman przeniesiony wehikułem czasu z ery Ronalda Reagana do czasów dzisiejszych, stojąc przed ścianą plakatów filmowych, mógłby poczuć się jak w domu: niedawno z ekranów zeszły „Conan" i „Footlose". Na wieczornym pokazie obejrzeć można „Pamięć absolutną", w wypożyczalni wideo (och, teraz DVD) czeka „Karate Kid", a wkrótce na ekrany wejść mają „Robocop" oraz „Czerwony świt". Tytuły się zgadzają, ale reszta już nie – zamiast Arnolda Schwarzeneggera rolę barbarzyńcy odgrywa jakiś Jason Momoa, tegoż Arniego w innym filmie podmienił wychudzony Colin Farrell, dzieciak zgłębiający tajniki kung-fu pod okiem starego chińskiego mistrza zmienił zaś kolor skóry z białego na czarny, zapuścił warkoczyki i z Los Angeles wyprowadził się do Chin.