Słuchając Wata
W płycie z nagraniem „Mojego wieku...” jest coś z misterium. To alchemiczna pracownia, w której dwaj unurzani w komunizm pisarze starają się zrozumieć samych siebie
Napawanie się własnym barbarzyństwem i poczuciem mocy przez ideowych publicystów – wszystko to zdaje się mieć wymiar uniwersalny i pozwala spojrzeć także na dzisiejsze wybory młodych, którzy z radością afiliują się przy politykach, którzy akceptują brutalność, prostactwo, cynizm, którzy radują się mocą, jaką daje ideologia czy propaganda.
Tak, rzeczywiście, słuchając opowieści o „Miesięczniku Literackim", czytając kolejne rozdziały, można porzucić myśl o tamtych historycznych czasach i zobaczyć w tym transferze Wata ze świata sztuki do polityki także mechanizm ponadczasowy. Rozgrywający się zarówno po prawej, jak i lewej stronie sceny politycznej.
A do tego problem motywacji. Motywacji, która płynie z praktyki życiowej, nie z doświadczenia i jest wyborem związanym z jakimś niedostatkiem charakteru, z estetyzacją życia ideowego, z oderwaniem od rzeczywistości. Dziwne sprawy.
Taniec świętego Wata
Oczywiście „Mój wiek" czytany w roku 2012 znaczy zupełnie co innego niż wówczas, gdy podziemna oficyna Krąg przyswajała go krajowemu czytelnikowi. Wiemy o wiele, wiele więcej. Z całą jasnością rysują się i miejsce tej książki w wielkiej literaturze rozrachunkowej, i bagatelizowane w pamiętniku, a przecież straszne zachowania Wata w zajętym przez Sowiety Lwowie, a później dwuznaczne w PRL. Krótko mówiąc: nie wierzymy już tak na słowo Watowi. Widzimy, jak konfabuluje, jak szuka samousprawiedliwień, będąc jednocześnie okrutnym wobec swoich przyjaciół i znajomych. Inaczej czytamy Wata. Widzimy, jaką rolę odgrywa.
Nie tylko zwykłej zawiści zawdzięczamy przecież notkę Herlinga-Grudzińskiego z „Dziennika pisanego nocą" z kwietnia 1995 r.: „Odbywa się w Polsce bez przerwy obrzędowy Taniec Świętego Wata; rolę surowego i wymagającego wodzireja odgrywa w nim Miłosz". I przecież szyderstwa z objawienia się demona w celi na Łubiance, wielokrotne przywoływanie przez Herlinga diabełka z kopytkami, to nie tylko efekt zwykłej literackiej rywalizacji.
Bo i my, bogatsi o lekturę „Hańby domowej" oraz licznych dzienników z czasów PRL, wiemy, że z tym demonem czasem trochę za łatwo, za szybko.
Jest jednak w opowieści Wata coś uwodzącego. To walka z bylejakością, to próba nadania swej drodze życiowej, biografii mocnego wyrazu, to próba wmyślenia się w sens rzeczywiście całego wieku. Obrazy dekadenckiego Berlina sprzed dojścia do władzy Hitlera, podróże po Europie, spotkania z Majakowskim, wyznania pełnych rozpaczy rewolucjonistów o unurzaniu się „po łokcie w gównie i we krwi" oraz przedziwna galeria oryginałów napotykanych w więzieniach. Fascynacja Rosją i wmyślanie się w nią, wreszcie świetne literacko charakterystyki współwięźniów i poznawanie prawdy o samym sobie w aresztanckim odosobnieniu. I to nie tylko tej prawdy wzniosłej, religijnej, związanej z nawróceniem czy epifaniami artystyczno-religijnymi: dźwiękami Bacha, oczyszczoną lekturą Prousta. Także tej prawdy praktycznej: o reakcjach na innych, na głód, upływ czasu, prawdy o sympatii i antypatii, jaką się budzi. Trudne uczenie się więziennego kodeksu, zdumienie przewrotnością współwięźniów, zaskoczenie własną słabością.
No tak, wybiegłem poza te trzy rozdziały zapisane na płytce, bo wydawnictwu, które można kupić osobno za złotych dwadzieścia, towarzyszy także nowa edycja książkowa „Mojego wieku", od której trudno się oderwać.
Spór współczesny
Niestety, i płyta, i książka noszą wyraźne ślady pospiesznego konsumowania jakiegoś ministerialnego grantu. Ani dźwięk nie wydaje się zremasterowany, a poziom nagrania uniemożliwia spokojne wysłuchanie płyty w samochodzie, ani też zawartość dwóch tomów nie przynosi satysfakcji. Przede wszystkim bowiem, mimo iż na stronie tytułowej mamy informację o opracowaniu naukowym, nadal jest to wydanie na wpół amatorskie. Na wpół amatorskie i dość ekstrawaganckie. Bowiem 140 stron drugiego tomu to dość przypadkowe i nieuporządkowane impresje różnych humanistów na temat własnych przeżyć związanych z lekturą „Mojego wieku". Od eksjezuity Stanisława Obirka do profesora Pawła Śpiewaka. Jest to zestaw bajecznie eklektyczny. Część osób dzieli się wspomnieniami z lektury bibuły czy książek bezdebitowych, inni zdają sobie sprawę z własnych bardzo szerokich przygód czytelniczych, jeszcze inni piszą luźny esej na kanwie „Mojego wieku". Są Bogusław Sonik i Mirosław Chojecki, a na finał Andrzej Kurz wchodzący w ożywczo ostrą polemikę z Watem i zarazem wskazujący na Andrzeja Werblana jako autora najlepszej syntezy na temat stalinizmu.