Jak bezpieka chroniła „Jagiellończyka”
Historia inwigilacji Uniwersytetu Jagiellońskiego przez Służbę Bezpieczeństwa oburzy przeciwników „grzebania w teczkach”. Weryfikuje bowiem naukowe życiorysy i pokazuje, jak duży wpływ na akademicką wspólnotę miała tajna policja
Wydana właśnie książka prof. Piotra Franaszka z Instytutu Historii UJ ukazuje się zaraz po tym, gdy SLD i Ruch Palikota przekonywały w Sejmie, że pora kończyć rozliczenia z PRL i zlikwidować Instytut Pamięci Narodowej. To przypadkowa zbieżność, bo „Jagiellończyk" to efekt kilku lat pracy naukowca z UJ. Historia „ochrony" przez bezpiekę najstarszej polskiej uczelni w latach 80. jest jednak znakomitym argumentem dla tych, którzy bronią prawa do korzystania z archiwów bezpieki dostępnych w IPN.
Autor deklaruje, że nie prowadzi rozliczeń z przeszłością ani nie lustruje pracowników i dawnych studentów uniwersytetu. Skupił się na „fragmencie rzeczywistości lat 80.", wówczas w sporej mierze utajnionym, a dziś dającym się rzetelnie opisać. Ujawnienie tych materiałów środowisku akademickiemu jest obowiązkiem badaczy – podkreśla. – Być może usłyszę zarzuty o „lustrowaniu kuchennymi schodami". Ale mamy prawo wiedzieć, kto i jak się wtedy zachowywał – mówi prof. Franaszek.