Co dalej z in vitro?
Czy państwo powinno pomagać ludziom dotkniętym bezpłodnością? Pewnie tak.
Czy powinno szukać na gwałt środków na taką pomoc, gdy z powodu braku pieniędzy i biurokratycznych niedowładów nie niesie pomocy ludziom, których życie jest zagrożone?
Tu pojawia się co najmniej wątpliwość.
Gdy zaś taka decyzja ma być populistycznym fajerwerkiem w momencie trudnym dla rządu, wątpliwość zmienia się w pewność: nie tędy droga. Dochodzi problem prawny – Donald Tusk próbuje załatwić część problemów związanych z in vitro rozporządzeniem, nie ustawą. Czy to droga typowa dla państwa prawa? Przyjmijmy nawet, że rząd ma prawo decydować o wydatkowaniu konkretnych funduszy. Ale czy może wspierać nieuregulowane niczym procedury medyczne? Takie, które wiążą się z poważnymi konfliktami sumienia. Do tej pory jest to przestrzeń wolnej amerykanki, ale nie ma tam publicznych pieniędzy. Państwo, które uczestniczy w swoistym „produkowaniu" dzieci, ma obowiązek pilnowania tego, według jakich reguł się to odbywa.