Pic oszczędnościowy
W moim rankingu najgłupszych rzeczy pod słońcem rachunki przysyłane nam przez elektrownie mają pozycję niezagrożoną
O konieczności oszczędzania energii jesteśmy pouczani bezustannie na rozmaite sposoby. Ostatnio również za pomocą telewizyjnych reklam, mających nas przekonać, że niezbędnym wstępem do łóżkowych igraszek powinno być odłączenie kabla zasilającego telewizor i wyjęcie z gniazdka ładowarki (w III RP, gdzie państwo inwigiluje prawie 30 obywateli na 1000, a służb specjalnych obdarzonych prawem podsłuchiwania jest dziewięć, sens miałoby raczej namawianie do rozłączania baterii – przynajmniej jeśli ktoś wie, że „po" robi się wylewny).
Wiem oczywiście, że tzw. reklama społeczna, czyli zamawianie rozmaitych mniej lub bardziej bezsensownych spotów przeciwko temu czy tamtemu, to zwykła przykrywka do przepompowywania publicznych, względnie „pomocowych" pieniędzy do kieszeni kolesiów w reklamie oraz zakumplowanych mediów i podejmowanie z tymi reklamami poważnej dyskusji jest biciem się z wodą, ale nie umiem powstrzymać się od wyartykułowania, że nie wierzę w ani jedno słowo całej tej gadaniny.