Awansować ministrę
U nas blamaż jest jak wszechświat. Nie zna granic
Wraca król do swojego afrykańskiego królestwa, zwołuje świtę: – Tych naszych szamanów od zaklinania deszczu powinniśmy zeżreć. Do niczego się nie nadają. W Londynie zaprosili mnie na stadion. Zebrało się tak z 50 tys. Na pięknie przystrzyżoną trawę wybiegło 11 w czerwonych koszulkach, 11 w niebieskich i uważajcie... wyszedł taki najważniejszy w czarnym, eleganckim stroju, wziął gwizdek, gwizdnął... jak lunęło! Ten stary dowcip można by przystosować do pamiętnego wtorku, gdy odwoływano mecz. Szkoda jednak czasu.
U nas jest tak śmiesznie, że człowiek nie nadąża się śmiać. Premier cierpiał razem z kibicami – tak stwierdził. Tu w zasadzie chce się płakać nad jego dolą, ale odruchowo parska się i parska. Zbolały premier w akcie desperacji wysłał „kontrol", by się dowiedzieć, kto za co odpowiada. Po gruntownej wiwisekcji okazało się, że wszystko jest w porządku, nikt za nic nie odpowiada, a zawinił deszcz. Przecież deszczu premier nie będzie dymisjonował, to byłaby dopiero heca. Śmialiby się z nas na całym świecie.