Fujneralia III RP
Szanuję „XI Przykazanie Ronalda Reagana", które brzmi: „Thou shalt not speak ill of any fellow Republican" (Nie będziesz mówił źle o swym kompanie republikańskim), dlatego nie komentuję piórem tekstów, które mi się w „Uważam Rze" nie podobają ( jest ich mało).
Robię to dziś pierwszy raz, za sprawą artykułu o śmierci Józefa Szaniawskiego („Odszedł mądry patriota", 10–IX–2012), bo ów tekst rozwarł mi porzekadłowy „nóź w kieszeni". Dwójka autorów tekstu nawet nie podpisała go swymi imionami i nazwiskami, jakby wstydząc się zawartych tam głupot, współbrzmiących z bombastycznie hagiografującym zmarłego elegijnym chórem „mainstreamowych" (głównie lewicowych) mediów. Salon łkał (minister Sikorski e tutti quanti), Rydzyk błogosławił swego wyrobnika, Komorowski przyznał mu pośmiertnie Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, reżim dał mu grób na Cmentarzu Wojskowym nekropolium Powązkowskiego. Horrendum! Przecierałem oczy...
Z Szaniawskim miałem nieprzyjemność się zetknąć w roku 1993, wkrótce po tym jak mi doniesiono, iż ten zupełnie obcy mi człowiek mówi o mnie per „Waldek", twierdząc wszem i wobec, że jesteśmy kumplami, i że razem „pracując dla Amerykanów, zwalczaliśmy komuchów". Spotkanie było przypadkowe (korytarz redakcji prawicowego tygodnika) oraz gwałtowne, bo wypraszając sobie „tykanie" i nie selekcjonując słów obsobaczyłem gnoja. Co zresztą niewiele dało - później kilkakrotnie dochodziły mnie słuchy, że Szaniawski apiat' tytułuje mnie „Waldek" i rozprawia o naszym wspólnym kombatanctwie godnym bohaterów. Cóż -„ten typ tak ma".